Antonio Lindbaeck znalazł się na ostrym zakręcie. Szwedzki żużlowiec nie wyklucza zakończenia kariery. Antonio, nie poddawaj się.
Słabe wyniki i jeszcze słabsza psychika mogą pogrążyć Antonio Lindbaecka, który wyłączył telefon, odciął się od świata i tylko przekazał najbliższym, że "może skończę z żużlem". Szwed zawiódł w ekstralidze i nie ma szans na kontynuowanie współpracy z Falubazem.
Antonio, nie poddawaj się! (fot. Magazyn Żużel/Mariusz Cwojda)
Prawdopodobnie znalazłby pracodawcę w niższej lidze. Mógłby się odbudować i może wrócić silniejszym, ale prezesi klubów stracili z nim kontakt - ma wyłączony telefon. Także jego menadżer Marcin Momot nie wie, co dalej i jaką decyzję podejmie żużlowiec.
Dołek w karierze "Toninho" to jak się okazuje, nie jest nowość. Już wcześniej miał chwile załamania. W 2015 i później w 2017 chciał skończyć z żużlem. Wpływ na jego samopoczucie i próby zakończenia ścigania na żużlu miały porażki, słabe wyniki i kiepski sezon. Ale nie tylko.
Lindbaeck kilka lat temu miał problemy z prawem. Policja w Szwecji zatrzymała go, prowadzącego auto pod wpływem alkoholu. Oliwy do ognia dolał fakt, że kierowcę zatrzymano po godzinnym pościgu. Lindbaeck w momencie zatrzymania przez policję miał we krwi 0,38 promila alkoholu. Załamany żużlowiec ogłosił wtedy, że kończy z żużlem. Wrócił.
Szwed ścigał się w ekstralidze. Różnie mu się wiodło, ale na pewno stać go na lepsze wyniki, niż w tym i poprzednim sezonie. Rok temu przeniósł się z GKM Grudziądz do Falubazu Zielona Góra. W grodzie Bachusa miał zastąpić Nickiego Pedersena. Niestety, Lindbaeck słabo punktował i stracił miejsce w składzie zielonogórskiej drużyny. "Toninho" znów ma kłopoty. Powinien myśleć pozytywnie, a nie odciąć się od świata.
Pytań jest wiele: czy podniesie się, wróci na tor, czy wróci silniejszy? Zobaczymy go na żużlowym torze w 2021 roku? Czekamy!
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz