Jest charyzmatyczny, bywa szalony i trochę nieobliczalny. Bardzo oddany klubowi, któremu kibicuje od dziecka. Żużel zaszczepił mu tata, który ścigał się w barwach Unii Leszno i zdobywał medale mistrzostw Polski.
- Ja się wychowałem na żużlu - twierdzi Piotr Pawlicki, kapitan Unii Leszno, który dzisiaj obchodzi 26. urodziny. - Z Zaborowa na stadion miałem bardzo blisko. Już jako dzieciak obcowałem z motocyklami. Tata zbudował nam mini-tor i na nim razem z bratem uczyliśmy się jeździć na żużlu.
Jest charyzmatyczny, bywa szalony i trochę nieobliczalny (fot. Magazyn Żużel)
Tata "Pitera" był dobrym zawodnikiem. Jego karierę przerwał groźny wypadek i kontuzja (uraz kręgosłupa). Wydawało się, że po tragedii na gorzowskim torze, nikt w rodzinie Pawlickich już więcej nie spojrzy na żużel. Życie napisało nowy scenariusz. Synowie Piotra Pawlickiego, czyli "Piter" i Przemek, szybko pojawili się na stadionie. Dzisiaj obaj są żużlowcami.
Kapitan Byków jest charakternym człowiekiem. Już nieraz to udowadniał. W przeszłości zdarzało się, że łapał problemy. Na torze jednak zawsze daje z siebie wszystko. Potrafi walczyć o swoje. W walce o punkty miał zgrzyty, np. z Bartoszem Zmarzlikiem, albo trenerem reprezentacji Polski Markiem Cieślakiem. Do dzisiaj nie wiadomo, po czyjej stronie leży wina, ale obaj - Cieślak i Pawlicki - potwierdzają, że w przeszłości dobrze się dogadywali. Może w ostatnich dwóch latach zabrakło komunikatywności?
Jednego "Piterowi" zarzucić nie można: braku sportowych umiejętności, charyzmy, waleczności i poświęcenia. Jest żużlowcem z krwi i kości.
"Piter", sto lat!
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz