Zamknij

Jak mechanicy i Goddeny dali Unii złoto

09:07, 06.03.2020 Aktualizacja: 08:00, 26.03.2020
Skomentuj

Z Kazimierzem Juskowiakiem, wieloletnim mechanikiem Unii Leszno rozmawia Dawid Franek

- Jest Pan mechanikiem Unii Leszno od 1982 roku. Jak zaczęła się Pana przygoda z żużlem ?

- Był to przypadek. Wraz z rodziną przeprowadziliśmy się do Leszna w 1980 roku. Pewnego razu okazało się, że w tym samym bloku co ja mieszka Zenon Nowaczyk, ówczesny mechanik Unii. Gdy zobaczył, że naprawiam motorower, od razu się mną zainteresował. Doskonale pamiętam moment, kiedy zapytał mnie, czy nie chciałbym zostać mechanikiem Unii Leszno. To był dla mnie totalny szok! Później poszliśmy na stadion i pokazał mi, jak to wszystko wygląda od kuchni i tak w 1982r. podjąłem decyzję, że rozpoczynam pracę w Unii Leszno. Początkowo w klubie byłem zatrudniony na pół etatu, a po dwóch latach od rozpoczęcia pracy, zostałem przyjęty w pełnym wymiarze godzinowym.

- Na jakich silnikach jeździli żużlowcy, gdy Pan zaczynał pracę jako mechanik ?

- Na początku lat 80- tych jeździło się głównie na Jawach. Jawa wtedy dostarczała silniki do państw socjalistycznych. Leszno miało to szczęście, że w połowie lat 80-tych pojawiły się silniki Goddena. Tak się złożyło, że ludzie związani z gospodarstwami rolnymi pomagali nam przy zakupach tych silników, ale oczywiście na początku trzeba było włożyć sporo pracy w to, aby te silniki dobrze chodziły.

- Jednak patrząc na wyniki Unii w latach 1987-1989 chyba można stwierdzić, że trud włożony w przygotowanie tych silników przyniósł rezultaty...

- Oczywiście, że tak. Na czele z Zenonem Nowaczykiem doprowadziliśmy do takiego stanu, że leszczyńskie Goddeny okazały się strzałem w dziesiątkę. To one pozwoliły Unii Leszno sięgnąć po mistrzostwo Polski w latach 1987-1989. Tak jak wcześniej jednak wspomniałem, ciężko było te silniki dostosować do naszych warunków. U nas mieliśmy nieodpowiednie zębatki, wiele rzeczy różniło się od tych na Zachodzie, ale przede wszystkim różniły się tory żużlowe. Tym samym sposób dopasowania silnika do danego toru musiał być zupełnie inny, niż sposób jaki stosowali mechanicy  za naszą zachodnią granicą. W sprawie przygotowywania silników kontaktowaliśmy się nawet z Hansem Zirkiem, który był na Zachodzie specjalistą od Goddenów.

- To w takim razie jak udało się zażegnać problemy z Goddenami ?

- Stosowaliśmy metodę prób i błędów i po pewnym czasie ta metoda się sprawdziła, bo silniki były coraz szybsze. Ligowi rywale nam tego zazdrościli.

- Obecnie na rynku rządzą silniki GM. Pan, jako mechanik z ogromnym doświadczeniem może   ocenić, czy GM jest lepszy od Goddena, którego już nie ma na rynku?

- Godden miał jedną wadę. Miał bowiem niedopracowaną głowicę. Jak głowica się przegrzała, to silnik nie mógł już być używany. Tutaj nasuwa mi się pewien przykład. Odkupiliśmy kiedyś silnik Goddena od klubu z Torunia. Tam mieli z tym silnikiem wielki problem, ponieważ zawodnicy, którzy z niego korzystali nie osiągali satysfakcjonujących wyników. Po tym jak silnik trafił w posiadanie leszczyńskiego klubu, wraz z Henrykiem Brodalą przy nim majstrowaliśmy i później nagle ten silnik pozwolił sięgnąć po duże zdobycze punktowe. Na tym silniku te świetne wyniki uzyskiwał junior, który później zabrał ten sam silnik na serię zawodów do Australii. Podczas jednego z wyścigów głowica się przegrzała, a chłopak został z niczym, bo wybierając się w daleką podróż, zabrał ze sobą tylko jeden silnik. A co do GM-A to obecnie jest on bezkonkurencyjny. Naprawdę jest to bardzo dobry silnik, który raczej nie posiada żadnych wad.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%