Najbardziej niepocieszonym zawodnikiem po wczorajszym finale indywidualnych mistrzostw Europy w Pardubicach okazał się Janusz Kołodziej. Polak, na co dzień zawodnik leszczyńskiej Fogo Unii, wrócił do domu ze srebrnym medalem, ale...
"Ech, nie poszło - kręci głową Janusz Kołodziej. - Zwycięzca zdobył przepustke do Grand Prix IMŚ`2023. Drugi w klasyfikacji jest pierwszym przegranym. Owszem, medal cieszy. Ale plan był inny. Tym bardziej, że zajmowałem wysoka lokatę po trzech rundach SEC.
- Kurczę, Pardubice to duży tor i miałem nadzieję, że na tej nawierzchni musi ona trochę się odsypać, a na moje nieszczęście zrobiło się bardzo twardo. Pola startowe też były twarde. Ja nienawidzę takiego toru, nie potrafię się do takiego ustawić - dodaje Kołodziej.
- Przegrałem jednym punktem - kręci głową niepocieszony "Koldi".
(fot. Magazyn Żużel /Mariusz Cwojda) Janusz Kołodziej po wczorajszych zawodach był niepocieszony
Kołodziej rok temu był blisko awansu do SGP, gdy na Słowacji przegrał rzutem na taśmę z Pawłem Przedpełskim awans do żużlowej elity. Wczoraj znowu musiał uznać wyższość rywala (L.Madsen). Polak nic nie wskóra, jeśli nawet Madsen ma zapewniony udział w SGP 2023. Drugi w klasyfikacji nie dostał prawa awansu.
Regulamin jest bezlitosny dla drugiego zawodnika SEC, a więc Janusza Kołodzieja. Tylko mistrz Europy uzyskuje awans do SGP.
- Jeżeli mistrz Europy jednocześnie zapewni sobie miejsce w pierwszej szóste w cyklu Grand Prix, która daje awans, to wówczas zostanie przyznana dodatkowa dzika karta - informuje Piotr Szymański, przewodniczący Głównej Komisji Sportu Żużlowego i szef europejskiego żużla.
Kołodziej w tej sytuacji może liczyć tylko na dziką kartę, które przyznają FIM i promotor cyklu SGP. Władze światowego żużla wybiorą sześciu zawodników, których obdarują stałymi "dzikim kartami" na sezon 2023.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz