Jason Doyle nie ukrywa, że jego ambicje zostały podrażnione i najwyższy czas znowu przypomnieć o sobie. W 2017 roku spełnił swoje największe sportowe marzenie i został żużlowym mistrzem świata. Od tego czasu musiał zapomnieć o medalach, mimo że regularnie występuje w Speedway Grand Prix.
- W ciągu ostatnich kilku lat zajmowałem siódmą, a teraz szóstą pozycję na świecie. To nie są wyniki, które sprawiają mi radość, dają satysfakcję. Owszem, nadal jestem w elicie, ale stać mnie na więcej. Staram się nie prosić o stałą dziką kartę. Miałem szczęście, że w zeszłym sezonie zająłem szóste miejsce. Miałem nadzieję, że uda mi się zdobyć piąte lokatę, ale w Toruniu to po prostu nie działało - tłumaczy Jason Doyle na łamach oficjalnego serwisu internetowego Speedway Grand Prix.
Australijczyk zwraca uwagę na błędy, które mu się przytrafiły. Chodzi o początek sezonu 2020. Dwa pierwsze turnieje nie poszły po jego myśli. Na początku sezonu miał już sporą stratę punktową do najlepszych zawodników.
-Owszem, nadal jestem w elicie, ale stać mnie na więcej - mówi Australijczyk (fot. Magazyn Żużel)
Jak się okazało, na zawodach we Wrocławiu korzystał z silników, które na Olimpijskim specjalnie się nie sprawdziły. Nawet w przeszłości, gdy ścigał się na wrocławskim torze nie spełniały oczekiwań. Po przeróbkach i korektach miał nadzieję, że będzie lepiej.
- Pierwsze dwa turnieje okazały się katastrofą - potwierdza Doyle i przyznaje z ręka na sercu, że zbyt wiele nowinek technicznych wprowadził do testowania. Musieli więc zweryfikować plany i wrócili do starych ustawień motocykla. - Każdy zawodnik jest inny i próba zrobienia silnika na wzór innych może się nie udać. Ryzyko.
Gdy Doyle na finiszu ubiegłorocznej rywalizacji SGP znów poczuł moc, automatycznie zyskał pewność siebie. Dlatego z dużym optymizmem oczekuje tegorocznego sezonu. Może uda mu się powtórzyć wynik z 2017 roku, gdy świętował zdobycie tytułu mistrza świata?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz