Zamknij

Jazda na podwójnym gazie

15:31, 11.10.2019 Aktualizacja: 20:22, 24.05.2021
Skomentuj

Sportowców, w tym również tych ścigających się na żużlu, często dzieli się na dwie grupy - tych z ogromnym talentem oraz "pracusiów", którzy na swój sukces muszą harować latami. Wśród pierwszych nie brak takich, którzy nie doceniali tego, co dał im los. W walce o złote medale mierzyli się więc nie tylko z rywalami, sprzętem czy warunkami torowymi, ale również własnym temperamentem,

a nawet głupotą.

Najdłuższą, bo aż pięcioletnią dyskwalifikacją zagrożony był Michael Lee. Brytyjczyk, który w grudniu będzie obchodził 61.urodziny, na świat przyszedł w Cambridge. Jego historia rozpoczyna się dość standardowo, bowiem chłopaka do jazdy na żużlu namówić miał ojciec Andy, który w przeszłości z sukcesami startował w zawodach motocrossowych. Michael pokazał swój wielki talent i już jako 17-latek został zakontraktowany przez ekipę King`s Lynn Stars, w której spędził łącznie dziesięć sezonów. Jego kariera układała się wręcz modelowo, a pierwsze sukcesy przyszły niezwykle szybko. Już w 1976 roku został młodzieżowym mistrzem kraju, a rok później fetował seniorskie osiągnięcia. Wywalczenie tytułu indywidualnego mistrza kraju otworzyło mu drzwi do miejsca w kadrze narodowej, której był najmłodszym reprezentantem. W finale światowym nie zawiódł i Anglia została mistrzem świata. Wspominane zawody rozegrano we Wrocławiu, a drugie miejsce w nich przypadło Polakom. W tym samym roku Michael zadebiutował również w finale indywidualnych rozgrywek o miano najlepszego żużlowca na świecie. W stolicy Szwecji pojechał świetnie i był bliski wywalczenia brązowego medalu. O ten bój w biegu dodatkowym stoczył z wielką legendą duńskiego żużla, czyli Ole Olsenem. Choć przegrał, to pokazał urzędującym mistrzom, że muszą zacząć obawiać się brytyjskiego młokosa.

Szwedzkie złoto

Lee z meczu na mecz stawał się coraz lepszy, a brytyjskie media zapowiadały, że Anglicy doczekali się zawodnika, który może być wielokrotnym mistrzem świata. Lee utwierdzał ich w tym przekonaniu i jako 21-latek, czyli jeszcze zawodnik młodzieżowy, stanął na podium mistrzostw globu. Pamiętne dla Polaków, z uwagi na zdobycie srebrnego medalu przez Zenona Plecha, zawody rozegrano w Chorzowie. Brytyjczyk swój pierwszy krążek wywalczył w biegu dodatkowym, w którym pokonał Amerykanina Kelly`ego Morana. Drugiego z żużlowców po latach można nazwać niezłym pechowcem, bowiem aż trzykrotnie kończył rywalizację w IMŚ na czwartym miejscu.

Gwiazda Brytyjczyka rozbłysła jeszcze jaśniej w 1980 roku w Göteborgu. Stadion, na którym debiutował w jednodniowym finale mistrzostw globu, po raz kolejny okazał się dla niego szczęśliwy i Lee mógł wysłuchać rodzimego hymnu, stojąc na najwyższym stopniu podium. W tym samym roku rozbrzmiał on również dla reprezentacji narodowej, którą jako lider poprowadził do wygranej. Media szalały, a fani szybko pokochali Brytyjczyka, który podobnie jak największe żużlowe nazwiska świetnie radził sobie również na długim torze. Zaowocowało to wywalczeniem przez niego mistrzowskiego tytułu w tej specjalności w 1981 roku. Był to niestety ostatni raz, gdy Lee mógł świętować tak wielki sukces. Choć wydawało się, że ma u stóp cały sportowy świat, to kolejne lata przyniosły mu już powolny upadek.

Więzienna kuchnia

Po latach w rozmowie z "Daily Echo" Brytyjczyk przyznał, że popełnił wiele błędów. Jako odnoszący wielkie sukcesy indywidualista nie chciał nikogo słuchać i zawsze stawiał na swoim. Stwierdził, iż teraz wie, że jednym, co powinien wtedy zrobić, było skupienie się na ciężkiej pracy. Pierwsze poważne załamanie kariery nastąpiło u Michaela w 1984 roku. Podczas meczu w barwach Piratów z Poole przeciwko swojej dawnej drużynie "Gwiazd" Lee miał zdenerwować się decyzją sędziego o wykluczeniu z biegu i pojechać pod prąd. Mimo tego, iż zawodnicy, gospodarze i sami zainteresowani twierdzili, że nic złego się nie stało i zagrożenia nie było, to Brytyjczyk otrzymał aż pięć lat dyskwalifikacji. Karę mocno skrócono po kolejnych odwołaniach. Sytuacja niestety niewiele nauczyła Michaela i kolejnej kary doczekał się już dwa lata później - tym razem po prostu nie stawił się na mecz. Gdyby w tym miejscu zakończyła się jego historia, zapewne mówilibyśmy dziś jedynie o dość nieokrzesanym zawodniku, Lee pogrążył się jednak dużo bardziej.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych trafił do więzienia i to aż na 18 miesięcy. Posiadanie narkotyków skończyło się dla niego długim i trudnym pobytem w małej celi. O tym okresie swojego życia mówił mediom niewiele. W rozmowach z "Przeglądem Sportowym" wspominał jedynie, że w tym okresie zmagał się ze stanami depresyjnymi, próbował napisać swoją autobiografię oraz nauczył się gotować.

Ciąłe PROBLEMY

Choć Michael Lee co kilka lat ogłaszał, że skończył z dawnym nałogiem, to długo nie mógł się z nim definitywnie rozstać. W 2007 roku otrzymał kolejną karę, tym razem 160 godzin prac społecznych za hodowlę marihuany. Przed bezwzględnym pozbawieniem wolności uchroniło go jedynie to, że narkotyki wytwarzał na własny użytek. Po raz kolejny został ukarany w 2013 roku, kiedy to, jak twierdził, po środki odurzające sięgnął z powodu problemów ze swoją partnerką. Otrzymał karę 600 funtów. W tym samym roku Lee został również oskarżony o gwałt oraz seksualną napaść, których miał się dopuścić we wcześniejszych latach. Tym razem został jednak oczyszczony z zarzutów.

1992, Wrocław. Podium IMŚ: Per Jonsson, Gary Havelock, Gert Handberg

Szwedzkie złoto

Pierwszym brytyjskim zawodnikiem od czasów Michaela Lee, który wywalczył złoty medal Indywidualnych Mistrzostw Świata, był Gary Havelock. Młodszy żużlowiec nie tylko nie ustępował starszemu talentem, ale również lubił stwarzać problemy. Te przyszły jeszcze przed zdobyciem korony najlepszego zawodnika globu. Jego kariera zaczęła się podobnie do tej Michaela Lee - nie tylko do sportu namówił go ojciec, ale również bardzo szybko odniósł pierwsze sukcesy. Jak wspominał w rozmowach z rodzimą prasą, na motorze umiał jeździć już jako trzyletnie dziecko, a pierwsze zawody wygrał ledwie w dwa tygodnie po zdobyciu żużlowej licencji. Dwa lata później, jako 18-latek, okazał się najlepszym juniorem w Wielkiej Brytanii, a rok później triumfował w rozegranym w Zielonej Górze finale Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów (nie rozgrywano wtedy jeszcze IMŚJ, ale w zawodach mogli startować zawodnicy spoza Starego Kontynentu).

Po raz pierwszy poważne problemy spotkały zawodnika w 1988 roku - został zawieszony aż na rok z powodu wykrycia w jego krwi marihuany. Adam Skórnicki po latach w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" wspomni, że dyskwalifikacja Brytyjczyka wstrząsnęła żużlowym środowiskiem, a zawodnicy zrozumieli, że są rzeczy, których nie wolno robić. Obecny trener Falubazu Zielona Góra mówił również, że żużlowcy mieli swój niepisany kodeks, który zakładał, że na 12 godzin przez zawodami nie pije się alkoholu i nie bierze narkotyków. Choć w kolejnych latach nie przyłapano już Brytyjczyka na stosowaniu niedozwolonych substancji, to rok później dostał kolejną karę. Tym razem po rozegranym w Pardubicach finale Drużynowych Mistrzostw Świata, w którym Brytyjczycy wywalczyli srebrny medal, miał naubliżać działaczom rodzimej federacji. Do ścigania w maju 1991 roku powrócił z przytupem - został mistrzem kraju, a rok później sięgnął po to, co w sporcie najcenniejsze.

"Havy" miał papiery na wielkiego żużlowca. Mógł osiągnąć więcej

Polski finał

Pamiętny dla Havelocka finał rozegrano na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Brytyjczyk, który w tamtym sezonie zadebiutował również w polskiej lidze, broniąc barw Stali Gorzów, już jako 11-latek odwiedził nasz kraj. W 1979 roku przyleciał do Katowic, żeby podziwiać na torze Ivana Maugera. Trzynaście lat później w stolicy Dolnego Śląska zdobył 14 punktów i sam fetował mistrzowską koronę. Co ciekawe, tego dnia jedynym zawodnikiem, który poskromił nowego czempiona, był Sławomir Drabik.

W kolejnych latach Brytyjczyk, który nigdy nie powtórzył swojego wielkiego sukcesu, startował w ligach: polskiej, duńskiej i brytyjskiej. W tej ostatniej jeździł w jednej drużynie z Krzysztofem Cegielskim. Były żużlowiec po latach w jednym z felietonów napisze, że Gary miał się z niego wyśmiewać, ponieważ zamiast chodzić na piwo z zawodnikami wolał jeść sałatki. Brytyjczyk udaną karierę zdecydował się zakończyć w 2013 roku, po tym, jak rok wcześniej uległ poważnemu wypadkowi. W Edynburgu 43-latka staranował na torze Derek Sneddon. Bilans - 14 złamanych kości i problemy z czuciem w lewym ramieniu. Obrażenia były tak poważne, że dawny mistrz musiał przejść nawet skomplikowaną operację.

Havelock zakończył karierę, ale nie zerwał z czarnym sportem. Zagląda na stadiony i pomaga młodym adeptom

Stracony medal

Wspominani brytyjscy zawodnicy pomimo większych i mniejszych problemów oraz przewinień zapisali swoje nazwiska na kartach żużla złotymi zgłoskami. Natomiast na liście medalistów po latach nie znajdziemy nazwiska Shawna Morana. Amerykanin, który nigdy nie startował w polskiej lidze, pierwszy wielki sukces odniósł na długim torze. Wydarzenia z 1983 roku w swojej książce wspomina Adam Jaźwiecki. Moran do Jańskich Łaźni, gdzie rozegrano finał zawodów, przyjechał miesiąc po złamaniu nogi. Kulejący zawodnik na trudnym torze szalał, a gdy niespodziewanie wygrał, balował z kibicami do białego rana. Zabawa tak go pochłonęła, że wyjechał nie płacąc rachunku za nocleg w hotelu.

Swój sukces w IMŚ na żużlu Moran odniósł późno, bo dopiero jako 29-letni zawodnik. W jednodniowym finale rozegranym w Bradford do ostatniego, dodatkowego biegu walczył o złoty medal. Ostatecznie w decydującej gonitwie przyjechał za plecami Szweda Pera Jonssona i musiał zadowolić się srebrem. Tym cieszył się jednak tylko przez kilka dni. Zawodnik, który rok wcześniej został zawieszony do końca sezonu za jazdę pod wpływem alkoholu w duńskiej lidze, tym razem został zdyskwalifikowany, ponieważ w jego krwi wykryto niedozwolone substancje. Najprawdopodobniej w czasie jednej z rund eliminacyjnych IMŚ był pod wpływem narkotyków.

Po latach opisywani zawodnicy, którzy ułożyli sobie pozasportowe życie, mogą usiąść przy kominku i w jesienny wieczór wspomnieć minione wydarzenia. W głowie zostaje jedno pytanie - czy było warto?

Aleksandra Konieczna

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%