Zamknij

Jak Czech pokochał polski speedway. Największa miłość Jana Janu

15:11, 03.08.2019 Arkadiusz Jakubowski Aktualizacja: 08:07, 25.12.2022
Skomentuj

Są wszędzie. Ułożone na podłodze sterty w obszernym mieszkaniu na czwartym piętrze mieszkalnego punktowca w centrum Liberca wyznaczają, jak w labiryncie, ścieżki. Krążysz po nich i czujesz się, jak w żużlowym raju. Programy, tysiące programów, skarbnica wiadomości.

- Możesz sobie poczytać, ale... - tutaj Jan Janu milknie, a jego uniesiony wskazujący palec podkreśla wagę tego, co za chwilę jego właściciel powie: - To, co weźmiesz, odłóż dokładnie w to samo miejsce. Bo inaczej mój system diabli wezmą i się pogubię.

[ZT]9679[/ZT]

No tak, w tej sytuacji system jest najważniejszy. Tych programów są chyba dziesiątki tysięcy. Tworzą sterty na podłogach w pokojach, są w segregatorach w każdej możliwej szafie w mieszkaniu, są w skrytce, w której zazwyczaj powinno się trzymać buty, są w wersalce zamiast pierzyny, a nawet w toalecie.

Perełka znaleziona w archiwum

- A jak chcesz wiedzieć, ile tych programów mam, to musisz sobie je policzyć - śmieje się czeski dziennikarz, rozkładając ręce. I mówi: - Liczby nie są najważniejsze. Ważne są informacje. Obecnie przygotowuję kompendium wszystkich żużlowych zawodów, jakie odbyły się u nas w Czechach. Zbieram materiały po archiwach i powiem ci teraz taką ciekawostkę - śmieje się Jan Janu. - Z jednych zawodów znalazłem w trzech różnych publikacjach trzy wyniki. Wszystkie one są podpisane jako wyniki oficjalne. I wiesz co? Każdy z tych wyników jest inny. I co teraz mi radzisz?

 

Program w każdej szufladzie, na każdej półce

 

Nie wiem, nic radzić nie będę, bo Janu to nie żaden kolekcjoner- amator, ale chyba najbardziej znany na świecie czeski dziennikarz specjalizujący się w żużlu i akurat sytuacja z trzema różnymi wynikami tych samych zawodów to żadna przeszkoda, a wręcz przeciwnie: prawdziwy smaczek i dziennikarska perełka.

Zbiory należące do Jana Janu to prawdopodobnie największa kolekcja programów żużlowych na świecie. Gromadzi je od lat: wiele z nich przywiózł do Liberca osobiście, wiele poprzywozili mu zaprzyjaźnieni zawodnicy z całego świata, inne dotarły dzięki sieci osobistych korespondentów, czyli przyjaciół, którzy go w tej kolekcjonerskiej pasji wspierają. W kolekcji nie brakuje białych kruków, jak choćby program z zawodów rozegranych w 1926 roku, choć, i tu kolejna ciekawostka, oficjalnie sport żużlowy rozpoczął się w 1928 roku.

Jan Janu

Klasyka w czystej postaci

Ale tak naprawdę nie przyjechaliśmy do Liberca, żeby oglądać tę kolekcję. Bardziej interesuje nas jej właściciel. Jan Janu to znana postać żużlowego światka i choć sam nigdy nie wsiadł na żużlową maszynę, nie ma chyba w tym środowisku osoby, która by nie wiedziała, kim jest ten, już teraz trochę starszy, krótko ostrzyżony pan z uwagą obserwujący każdy wyścig. Janu to jeden z najbardziej znanych w Europie dziennikarzy i fotoreporterów specjalizujący się w speedwayu. A jego historia i wiedza jaka posiada, jest co najmniej równie ciekawa, jak jego kolekcja.

Ciąg dalszy tekstu pod materiałem video:

- No cóż, od zawsze lubiłem sport motorowy - wspomina. - Jak byłem młody, to wydawało mi się, że to wyścigi samochodowe są tą królewską dyscypliną. Jeździłem na te autorajdy, motodromy kibicować. Kibicowałem też i innym dyscyplinom: wyścigom motocyklowym i żużlowym. Aż w końcu doszedłem do tego, że to właśnie żużel z tych wszystkich dyscyplin jest najlepszy. Dlaczego? A bo wszystko masz przed sobą, przed oczami i nie trwa zbyt długo. To proste.

Jan Janu (

- Ale żużel to przecież nie tylko krótki tor. Są jeszcze wyścigi na długim torze i na lodzie.

- To fakt. Jeśli pytasz o żużel na lodzie, to powiem ci, że mam w kolekcji programy ze wszystkich zawodów na lodzie, jakie odbyły się w Czechach. Komplet. Żużel na lodzie jest ciekawy, ale.. za zimno jak dla mnie i chyba nie tylko dla mnie. Nieraz widziałem trybuny po takich zawodach. Nie było miejsca, gdzie nie walałyby się puste butelki. I nie były to butelki po piwie. Trudno się dziwić, bo jeśli na dworze jest minus trzydzieści kilka stopni, to trzeba się jakoś ogrzewać, emocje na torze kibicom w takich warunkach nie wystarczają.

- A długi tor?

- Długi tor jest... za długi. Nie widać wszystkiego. Kiedyś te trzy dyscypliny traktowałem na równi, ale ostatecznie w mym sercu zwyciężył klasyczny żużel.

[ZT]29633[/ZT]

Miłość z wąsami. Ma ponad 60 lat

- A pamiętasz swoją pierwszą imprezę żużlową?

- Jasne. To było 7 maja 1957 roku w Libercu. Padał śnieg na przemian z deszczem. Było mokro, ale zawody się odbyły. Wygrał Josef Hofmajster, zdobył 15 punktów. To była taka seria zawodów żużlowych na naszych stadionach.

- A kiedy się rozpoczęła Twoja wielka przygoda z żużlem?

Jan Janu

- A co ty się tak wypytujesz, czy nie jesteś przypadkiem z policji? - śmieje się Jan Janu chyba specjalnie prowokując moje kolejne pytanie:

- Miałeś z policją do czynienia?

- Tak, kilka razy, w dawnych czasach, za socjalizmu - przytakuje. - Wiesz, jak to wtedy było. Wyjeżdżałem za granicę na zawody, pisałem wyłącznie do zagranicznych gazet. Zawsze byłem dla nich podejrzany. Napisałem kiedyś dla australijskiego wydawnictwa tekst do książki żużlowej. Przysłali mi w kopercie honorarium, 50 dolarów australijskich. Takie listy były wtedy kontrolowane, sprawdzane. Musiałem się potem tłumaczyć na komendzie. Mieli mnie za szpiega.

- Właśnie, do czeskich gazet nigdy nie pisałeś, tylko do zagranicznych. Dlaczego?

- To były takie czasy, gdy nie można było ot tak wejść do redakcji gazety w Pradze i powiedzieć, że się chce pisać o żużlu. Od razu pytali, czy jesteś partyjny. A ja nigdy nie byłem partyjny.

- Jak ci się udało przebić do zachodnich gazet?

Ciąg dalszy tekstu pod materiałem video:

- Wszystko zaczęło się po zdaniu matury, a przed pójściem do wojska. W 1966 roku. Wybrałem się z kolegą na wakacje autostopem po Czechosłowacji. W Czeskich Budziejowicach stał przy chodniku samochód na angielskich tablicach, a w nim za szybą zobaczyłem angielską gazetę o żużlu Speedway Mail. Czekaliśmy, aż pojawi się kierowca, to był młody chłopak. Jakoś się z nim dogadałem po angielsku. Gazet nie chciał mi podarować, bo wiózł je komuś do Brna, ale obiecał, że mi przyśle pocztą inne i dotrzymał słowa. Z tym była też ciekawa historia. Bo ja po tej wycieczce poszedłem do wojska i któregoś razu dostaję z domu z Liberca przesyłkę: rulon z angielskimi gazetami. Moja mama pracowała na poczcie i jak zobaczyła, że to coś do mnie, to od razu przekierowała paczkę do jednostki. A tam zamieszanie, polityczni od razu się zainteresowali, po co mi angielskie gazety, bo przecież na maturze zdawałem język rosyjski, a nie angielski. To im powiedziałem, że tylko zdjęcia mnie interesują. Trochę mnie postraszyli, ale w końcu dali mi spokój. A z tym chłopakiem z Anglii zostaliśmy potem przyjaciółmi.

Poszedł impuls

Ta przygoda ośmieliła Jana i zachęciła do działania. Już po wojsku, z pomocą teściowej, nauczycielki języka niemieckiego, pisze listy do niemieckiej gazety Bahnsport Aktuell z pytaniem, czy nie mógłby pisać dla nich o żużlu. Odpisali: a musieliby mu płacić?

Jan Janu

- Odpisałem, że będę szczęśliwy, jak będą mi przysyłać te gazety - opowiada Jan Janu. - No i tak się zaczęło. Zacząłem pisać, a głównie wysyłać zdjęcia z zawodów żużlowych. Łatwo nie było, bo musiałem przecież normalnie pracować, budowałem też dom, a żużlem na początku zajmowałem się po godzinach. Wracałem z zawodów, w łazience wywoływałem zdjęcia, podsuszałem je suszarką do włosów. Następnego dnia rano szedłem do znajomej do muzeum, bo tam mieli profesjonalną suszarkę. W drodze z pracy odbierałem zdjęcia, wieczorem je opisywałem i potem wysyłałem pocztą. Zanim się ukazały, trwało wiele dni.

Jan zyskiwał coraz większe uznanie redaktorów, był coraz bardziej rozpoznawalny w środowisku żużlowym, jego pozycja rosła. Znał języki, więc pomagał zagranicznym zawodnikom, którzy przyjeżdżali do Czechosłowacji i czechosłowackim, którzy wyjeżdżali na zagraniczne zawody. Stawał się takim człowiekiem instytucją.

- Wyobraź sobie, że tutaj raz w tym mieszkaniu, spało czterdziestu chłopa, wszyscy to byli żużlowcy i ludzie z ekip - śmieje się. - Przyjechali na jakieś zawody. Byli Niemcy z Niemiec Zachodnich i Wschodnich, byli Anglicy i kilku Polaków. Przespali się i pojechali dalej. A mnie potem wzywali na komendę i pytali, czemu nie zgłosiłem, że mam w domu "wizowników", czyli zagranicznych gości. Musiałem się tłumaczyć.

[ZT]29673[/ZT]

Sukcesy małe i duże

Największy dziennikarski sukces?

- Zdjęcie na okładce w angielskiej Speedway Mail.

Na palcach jednej ręki można policzyć żużlowe stadiony w Europie, na których Jana Janu nie było. Był osobiście na 100 pierwszych zawodach z cyklu Grand Prix.

- Potem stwierdziłem, że każde następne są do siebie podobne i już nie jeździłem - tłumaczy. - Wolałem ligowe zmagania.

Janu był naocznym świadkiem tego, jak przez kilka dekad zmieniał się żużel. Czy na lepsze?

- Nie wiem - mówi. - Mam wrażenie, że kiedyś było więcej żużla w żużlu. Jak któremuś motocykl zgasł przed startem, to do zapychania rzucali się wszyscy, nie tylko jego mechanicy. Teraz sporo jest punktów w regulaminach, przepisów, a mniej ścigania. Inna sprawa, że dzięki temu jest też mniej kombinowania na meczach.

Jan Janu

Czego mu żal?

Najbardziej chyba to czeskiego żużla. Kiedyś żużel w Czechosłowacji był bardzo dobry. W 1963 roku Czesi mieli srebrny medal w Wiedniu, a Polacy byli ostatni, czyli czwarci. Jeszcze w latach 90. Czesi mieli zawodników w finałach światowych (- Mnie cieszyło, że są wyniki i że moje zdjęcia ukazują się w magazynach - mówi Jan.). W Libercu też była dobra drużyna, a w Pradze klub policyjny Rudavy, w którym w jednym roku było 38 zawodników z licencją

- A teraz w całych Czechach jest trzydziestu kilku zawodników z licencją, wliczając tych jeżdżących na lodzie.

Najbardziej niezwykłe żużlowe wydarzenia, które widział?

Niezwykłych wydarzeń widział Jan Janu bez liku, ale chyba najbardziej w pamięci utkwiły dwa. Pierwsze to wyjazd z czechosłowacką ekipą na ściganie na lodzie do Finlandii, pod same koło podbiegunowe. Minus trzydzieści sześć stopni mrozu, zamarzający w butlach płyn, który miał zapobiegać zamarzaniu paliwa w silnikach i ręczne spiłowywanie na tym mrozie za długich, zdaniem organizatorów zawodów, kolców w czeskich oponach.

I drugie wydarzenie z zupełnie innej bajki - rozgrzanej upałem do czerwoności Australii:

- Były mistrzostwa Australii i było naprawdę upalnie. Zawodnicy przed meczem stoją w parkingu i Holder mówi, że dzisiaj gorąco, więc będziemy jeździć na trzy okrążenia. Sędzia popatrzył, spytał, czy jest ktoś przeciw temu i powiedział OK. No i jeździli po trzy okrążenia. U nas to byłoby nie do pomyślenia.

Licznik bije

Jan Janu

Dzisiaj Jan Janu to emeryt. Emerytura niezbyt duża, ale wystarcza na wszystko. Przede wszystkim na paliwo. Bo Jan Janu bez żużla żyć nie może. A skoro żużla nie ma w Czechach, trzeba go szukać poza granicami. Dlatego umówić się z Janem Janu na rozmowę jest strasznie trudno, bo jest wiecznie w drodze. Jego 9- letnia skoda fabia z silnikiem 1.9 turbodiesle w ciągu ostatnich kilku lat przejechała 460 tysięcy kilometrów, co i tak jeszcze nie obrazuje do końca skali podróży Jana. Często na wyjazdy zabiera się z kimś jako pasażer, więc jego tachometr powinien wskazywać znacznie więcej. Często jeździ do Polski, bo jest Jan Janu kibicem zielonogórskiego Falubazu. Zna się tam ze wszystkimi, jest lubiany i szanowany. W jego mieszkaniu w Libercu nie brakuje klubowych pamiątek. Miłości do Falubazu nie ukrywa:

- Jeżdżę do Zielonej Góry, gdy tylko mogę - opowiada. - Z mojego garażu na zielonogórski stadion jest równo 165 kilometrów. To najbliższe mojego domu miejsce z ukochanym żużlem.

(Arkadiusz Jakubowski)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%