Jeśli ktoś liczył na powtórkę scenariusza z poprzedniego starcia Unii ze Spartą, był w błędzie. Wprawdzie Fogo Unia Leszno w pierwszym finałowym meczu play off pokonała Betard Spartę Wrocław 47:43, ale losy tego pojedynku ważyły się do samego końca. Nie zabrakło i emocji, i kontrowersji.
Kontrowersji przysporzył stan nawierzchni. Od samego początku był on kwestionowany i przez sędziego, i przez komisarza, i przez drużynę gości. To dlatego z małym poślizgiem czasowym rozpoczęła się próba toru. Zresztą i później, w trakcie zawodów, pod nadzorem komisarza, próbowano doprowadzić nawierzchnię do tak zwanego stanu regulaminowego. Czy się udało?
To już nieistotne, bo to już historia. Najważniejsze, że kibice obejrzeli naprawdę dobry pojedynek.
-Tor był selektywny - chyba trafnie podsumował sytuację po meczu Emil Sajfutdinow z Fogo Unii Leszno i dodał: - Ale nie zwracaliśmy na to uwagi, robiliśmy swoje.
Pierwsze wyścigi były bardzo nerwowe, chociaż na remis, a o ich zaciętości najlepiej świadczy walka Piotra Pawlickiego, Bartosza Smektały i Macieja Janowskiego w czwartym biegu. Na pierwszym wirażu było tak ciasno, że kapitan wrocławian zaliczył upadek. Na szczęście nic mu się nie stało i mógł kontynuować zawody, przyczyniając się do uzyskania przez gospodarzy przewagi.
Leszczynianie dopiero w siódmym biegu doprowadzili do stanu 21:21, a w kolejnym ósmym Emil Sajfutdinow i Dominik Kubera pokonując duet gospodarzy Drabik-Janowski wyprowadzili Byki na prowadzenie. Po chwili wynik poprawili Janusz Kołodziej z Jarosławem Hampelem i Unia uzyskała cztery punkty przewagi. Gospodarze jednak walczyli do końca i w 14. biegu doprowadzili do remisu. Wynik meczu rozstrzygnął się dopiero w biegu nr 15, a zwycięstwo Unii przypieczętowali Kołodziej i Sajfutdinow.
Janusz Kołodziej w całym meczu pojechał koncertowo (zdobywając komplet punktów) choć jeszcze dwa dni wcześniej bardzo cierpiał na bóle zatok. We Wrocławiu startował w chustce na szyi, a na pytania w telewizyjnym studio odpowiadał mocno zmienionym głosem. Kibice Unii pytają, czy skoro tak jedzie się chorując na zatoki, to może warto przeciągnąć tę chorobę do niedzieli za tydzień? :)
Zawiódł lider gospodarzy Tai Woffinden.
- Przepraszam kibiców za słaby występ - mówi "Tajski" po meczu. - To nie był mój dzień.
Rąk nie załamywał za to inny z wrocławian Max Fricke:
- To nie koncie emocji. Będziemy walczyć w Lesznie.
Na to samo, czyli, że jeszcze nie koniec walki, bo czeka nas przecież druga odsłona rewanżu, zwracał uwagę też Janusz Kołodziej.
Tyle na gorąco. Więcej o piątkowym meczu w Magazynie Żużel w sobotę. Między innymi znacznie więcej zdjęć. Zapraszamy!
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz