Piotrze: DLACZEGO?

Czy Piotr Pawlicki jest największym przegranym finałowego turnieju indywidualnych mistrzostw Polski? Już był w ogródku, już witał się z gąską i.... Piotrze, po co, dlaczego?

Pawlicki w półfinałowym biegu jechał na drugiej pozycji i gdyby ja utrzymał do mety byłby w finale. "Piter" jednak przeszarżował i wywrócił jadącego przed nim Patryk Dudka. Wyścig został przerwany. Sędzia Krzysztof Mejze kilka razy obejrzał telewizyjną powtórkę ataku w wykonaniu zawodnika Fogo Unii Leszno i wykluczył go z półfinału.

Smutny wieczór Piotra Pawlickiego: wypadek, oczekiwanie na werdykt sędziego, przeprosiny Dudka, po werdykcie (5x fot. Mariusz Cwojda/Magazyn Żużel)

Pawlicki sam skreślił się z walki o medale. Od razu pojawiły się głosy, że zupełnie niepotrzebnie szarżował. Wystarczyło kontrolować sytuację, gdyż druga pozycja również gwarantowała awans do finałowego biegu. Jak widać, zabrakło chłodnej kalkulacji. Nie zawsze, zwycięstwo na siłę gwarantuje sukces. Warto nieraz zrobić krok do tyłu, by za chwilę postawić kropkę nad "i". Stało się, jak się stało. Pawlicki może żałować straconej szansy.

Inna sprawa, że wszyscy zawodnicy Fogo Unii Leszno w finale IMP nie zachwycili - musieli obejść się smakiem i wszystkie medale zdobyli przyjezdni. Janusz Kołodziej słabiej rozpoczął, ale z upływem czasu zaczął się rozkręcać. Co prawda wjechał do finału, ale w decydującej rozgrywce musiał obejść się smakiem, zajmując 4 miejsce. Z kolei, młodzi leszczyńscy zawodnicy zapłacili frycowe.

Zarówno Bartosz Smektała, jak i Dominik Kubera potrafią na "Smoku" stawiać bardziej zacięty opór rywalom i przede wszystkim zdobywać więcej punktów. Finał IMP jakby ich trochę sparaliżował. Tak to wyglądało z zewnątrz. Podobno nawierzchnia toru nie należała do wymarzonej.

No cóż, nie zawsze jest niedziela, nie zawsze się wygrywa.