Václav Milík jest jednym z najsympatyczniejszych zawodników jeżdżących w Polskiej lidze. W ubiegłym sezonie wywalczył z drużyną Wilków awans to PGE Ekstraligi. W posezonowej rozmowie z Mateuszem Lupa, opowiada o wyzwaniach które niesie ze sobą rodzicielstwo, tatuażach i oraniu pola...
Niedawno pochwaliłeś się w mediach społecznościowych, że zostałeś po raz drugi tatą. Jak wrażenia? Dajesz radę?
Václav Milík : (śmiech) Nie no super jest, bo akurat się mi skończył sezon i przyszło do mnie takie szczęście, że urodził mi się drugi syn. Bardzo się z tego cieszę. Na pewno jest to coś...innego, nowego ale damy radę. Mam bardzo dobrą żonę, która na co dzień opiekuje się dziećmi. Ja jak jestem w domu to zawsze pomagam. Jest naprawdę bardzo fajnie, miło i czuję się po prostu fajnie!
A co jest trudniejsze? Bycie tatą czy jazda na żużlu?
(fot. Magazyn Żużel /Mariusz Cwojda) Martin Vaculik wywalczył z drużyną Wilków Awans to PGE Ekstraligi
[ZT]29637[/ZT]
A co z tatuażami? Masz ich całkiem sporo. Skąd takie hobby?
O co chodzi z twoim tatą, niegdyś także żużlowcem i Mistrzostwami Czech w Orce...?
Václav Milík : Ogólnie mój tata się tym zajmował nawet jeszcze przed żużlem. Był wicemistrzem świata w oraniu pola, i dopiero potem zaczął przygodę z żużlem. Po zakończeniu kariery wrócił do tego po prostu. Konkurencja mu trochę uciekła, ale i tak był na zawodach w Pradze na osiemnastym miejscu. Nie potrafię dokładnie sam wytłumaczyć wszystkich zawiłości związanych z tymi zawodami, bo jest tego naprawdę dużo, ale jest to bardzo fajne!
A sam próbowałeś kiedyś?
Václav Milík : Nie próbowałem, orać pole tak normalnie to tak. Napracowałem się przy traktorach i na polach z tatą właśnie, ale z pługiem, który jest do tych właśnie zawodów to jeszcze nie miałem okazji.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz