Zamknij

Szampany kupowali po 13 biegu

20:13, 04.10.2019 Aktualizacja: 23:29, 04.02.2022
Skomentuj
reo

W żużlu cuda zdarzają się rzadko. To, co wydarzyło się w finale play off II ligi w Bydgoszczy, zasługuje jednak na to miano. Bo jak inaczej nazwać odrobienie 28-punktowej straty z pierwszego meczu o awans do Nice I Ligi Żużlowej?

Stwierdzenie, że nikt się tego nie spodziewał, byłoby nieprawdą. Jednak tylko nieliczni wierzyli w sukces ZOOleszcz Polonii Bydgoszcz. Pierwszy mecz finałowy zakończył się dla niej bardzo wysoką porażką. Power Duck Iveston PSŻ Poznań wygrał aż 59:31 i był o krok od awansu. Tymczasem tydzień później to właśnie bydgoszczanie otwierali szampana, który zresztą został kupiony... dopiero po 13.biegu.

Pracowali przez cały sezon

Droga Polonii Bydgoszcz do awansu rozpoczęła się już pod koniec marca od remisu w Rawiczu na inaugurację rozgrywek. Przez cały sezon drużyna prezentowała się bardzo dobrze. Serię zasadniczą dość niespodziewanie ukończyła na pierwszym miejscu. W półfinale pewnie pokonała krośnieńskie Wilki i czekała na rywala w bezpośredniej walce o pierwszą ligę. Dwumecz z drużyną Power Duck Iveston PSŻ Poznań był przysłowiową wisienką na torcie i ozdobą tego niezwykle udanego dla bydgoszczan sezonu, a losy dwumeczu rozstrzygnęły się dopiero w ostatnim 30.biegu.

- Nie podchodziłem do meczu rewanżowego z Poznaniem sceptycznie. Wprost przeciwnie, marzyłem o awansie. Jednak jestem realistą i wiedziałem, że będzie to bardzo trudne - mówi Jerzy Kanclerz, prezes Polonii Bydgoszcz.

Polonia Bydgoszcz miała już w swojej historii sytuacje, które można określić sportowym cudem. W 1994 r. bracia Gollobowie w ostatnim biegu meczu ligowego we Wrocławiu musieli wygrać podwójnie, aby ich drużyna odniosła zwycięstwo. Tomasz blokował atakującego go Tommy Knudsena, a przedzierający się z ostatniego miejsca Jacek najpierw wyprzedził Dariusza Śledzia, a na ostatnim łuku także Duńczyka zapewniając tym samym Polonii meczowe zwycięstwo. Pięć lat później, również na torze we Wrocławiu, podobnego cudu dokonał jeżdżący wówczas w polskiej lidze z Gryfem na plastronie Tomasz Gollob. Podczas Grand Prix Polski brawurowym atakiem na ostatnim łuku, odbijając się tylnym kołem od bandy, wyprzedził Szweda Jimmy`ego Nilsena.

Lanie w Poznaniu

- Na mecz w Poznaniu przyjechałem prosto z Grand Prix Danii w Vojens. Gdy rano o godzinie 6.30 zobaczyłem tor, resztka włosów najeżyła się na mojej głowie. To było prawdziwe kartoflisko. Obawiałem się, że zdobędziemy 30, maksymalnie 35 punktów. Cały czas z tyłu głowy miałem niepokojącą myśl, że trwająca od początku sezonu hossa może się za chwilę skończyć - wspomina Kanclerz.

Prezes Polonii Bydgoszcz niewiele się pomylił. Tor rzeczywiście sprawiał bydgoszczanom poważne problemy. Nie sprzyjało im również szczęście. Kilkakrotnie sędzia przerywał biegi, w których prowadzili oni drużynowo.

Tego nikt się nie spodziewał. ZOOLeszcz Polonia mimo wysokiej porażki w pierwszym meczu finałowym play off w Poznaniu potrafił w rewanżu rozstrzygnąć losy dwumeczu na swoją korzyść

- Niby nawierzchnia wyglądała na przyczepną, ale jak przyznał mi Kamil Brzozowski, była twarda jak beton. Momentami tylko przebiegały na niej bardzo przyczepne ścieżki. Moi zawodnicy zupełnie sobie z nią nie poradzili. Ponadto mieliśmy trochę sportowego pecha, ale wyznaję zasadę, że szczęście sprzyja lepszym i tego dnia bez wątpienia to Poznań był lepszy - przyznaje Kanclerz.

Mecz zakończył się wynikiem 59:31 dla gospodarzy. Wydawało się więc, że sprawa awansu jest już przesądzona. W sukces bydgoszczan przestało wierzyć wielu kibiców, którzy swoje uwagi pod adresem żużlowców i szefostwa klubu wylewało na internetowych forach oraz niektóre lokalne media, które jednoznacznie wskazywały na koniec marzeń o pierwszej lidze. W podobnym tonie wypowiadał się również prezes Orła Łódź Witold Skrzydlewski, który oficjalnie przyznał, że już przygwotowuje się do barażu z Bydgoszczą, choć nie ukrywał, że wolałby się zmierzyć z Poznaniem.

Rozgrywał mecz w głowie

- Wracając z Poznania byłem przytłumiony, tym co się wydarzyło. Jednak później pomyślałem, że czasami dobrze jest dostać łupnia, żeby po chwili podnieść się z kolan. Nic innego nam nie zostało. Wiedziałem, że bez względu na końcowy wynik muszę zrobić wszystko, żeby uszanować kibiców, którzy przez cały sezon bardzo mocno nas wspierali - mówi Kanclerz.

Już w poniedziałek zaczął układać skład. Polonia miała zacząć od mocnego uderzenia, dlatego w pierwszej parze znaleźli się najlepsi zawodnicy Gryfów: Kamil Brzozowski i Josh Grajczonek, natomiast Rene Bacha, który zanotował słaby występ w Poznaniu, zastąpił Matic Ivacic.

- Liczyłem na mocne wejście w mecz. Chciałem, żeby możliwie jak najdłużej utrzymywała się szansa na odwrócenie losów finału - przyznaje Kanclerz.

Polonia Bydgoszcz po dwóch latach spędzonym w najniższej klasie rozgrywkowej awansowała do pierwszej ligi. Długoterminowym celem klubu jest powrót do PGE Ekstraligi, który zgodnie z ubiegłorocznym listem intencyjnym podpisanym przez prezesa klubu Jerzego Kanclerza oraz prezydenta Bydgoszczy Rafała Bruskiego ma nastąpić do 2023 roku.

Poloniści postanowili również przygotować inną niż dotychczas nawierzchnię. Miała być ona bardziej przyczepna. Dzień przed meczem miało miejsce wydarzenie, które dało prezesowi, jak i drużynie powód do wiary w awans.

- Gdy w sobotę przechadzałem się po parkingu, nagle podjechał samochód, z którego wysiadł Tomasz Bajerski. Powiedział mi, że przyjechał zobaczyć tor. W tym momencie pojawiła się w mojej głowie myśl, że skoro Tomek specjalnie zjawił się w Bydgoszczy to znaczy, że Poznań się nas boi, mimo że ma 28 puntków przewagi - mówi Kanclerz.

Przecierali oczy ze zdumienia

Na długo przed meczem rewanżowym na stadionie Polonii zaczęli się gromadzić kibice. Frekwencja przeszła oczekiwania włodarza bydgoskiego klubu. Na trybunach zasiadło niemal 6 tysięcy osób, w tym spora grupa z Poznania.

Tego nikt się nie spodziewał. ZOOLeszcz Polonia mimo wysokiej porażki w pierwszym meczu finałowym play off w Poznaniu potrafił w rewanżu rozstrzygnąć losy dwumeczu na swoją korzyść

- Bardzo mocno chcę podziękować wszystkim kibicom, którzy mimo wysokiej porażki w Poznaniu nie odwrócili się od nas i tłumnie przyszli na stadion - mówi Jerzy Kanclerz.

Bydgoszczanie w finale play off II ligi przed własną publicznością jeździli jak w transie

Prezes i jednocześnie manadżer motywował swoich zawodników.

- Tłumaczyłem im, żeby każdy bieg traktowali tak, jakby był on ostatnim i decydującym o losach dwumeczu. Gdy sami zobaczyli, że szansa na awans staje się coraz bardziej realna, nie musiałem ich już w żaden sposób zachęcać do walki - mówi Kanclerz.

Spotkanie ułożyło się w taki sposób, że niemal wszyscy zgromadzeni w parkingu i na stadionie byli zaskoczeni. Dopiero po 13. wyścigu, gdy Poloniści prowadzili w dwumeczu dwoma punktami, zapadła decyzja o zakupie szampana.

- Wykupiliśmy cały zapas szampana z pobliskiego sklepu. Otworzyliśmy go dopiero po zakończeniu 15. wyścigu, choć radość w parkingu wybuchła już po 14 gonitwie. Studziłem jednak gorące głowy. Przecież w historii żużla zdarzały się już wyścigi, w których jedna z drużyn przegrywała 0:5. Dramaturgii dodał defekt Siopka (Marcin Jędrzejewski przyp. red.) tuż po starcie oraz nieco ryzykowna jazda Dimitri Berge, która nie była zgodna z tym, co ustalaliśmy przed biegiem. Na szczęście wszystko skończyło się dla nas szczęśliwie. Dopiero wtedy mogłem pozwolić sobie na pełną radość - mówi Jerzy Kanclerz.

Wszystko rozegrało się na torze

Prezes Polonii stanowczo zaprzecza temu, że poznańskie Skorpiony nie chciały awansować do I ligi oraz że mecz mógł zostać ustawiony.

- Te zarzuty nie dość, że są dla mnie krzywdzące, to jeszcze bardzo płytkie. Proszę postawić się w sytuacji naszych przeciwników. Przez cały sezon ta drużyna jechała najmocniejszym składem, wydawała duże pieniądze, w pierwszym meczu dołożyła nam 28 punktami i nagle stwierdziła, że odpuszcza mecz? Poza tym, gdyby tak było, Tomek Bajerski nie przyjechałby w sobotę oglądać toru, a my bylibyśmy przygotowani na awans, to jest mielibyśmy podium, koszulki i szampana - mówi Kanclerz.

Prezes Polonii przyznaje przy tym, że drużyna przeciwna prawdopodobnie poczuła się zbyt pewnie.

- Wiem, że chcieli świętować awans w jednej z bydgoskich restauracji. Ponadto mieli specjalnie przygotowane na ten mecz koszulki oraz szampany. Moi chłopacy słyszeli, jak koledzy z Poznania ustalali w swoim busie, po którym biegu otworzą butelki - mówi Kanclerz.

Kibicem Polonii jest Zbigniew Boniek, rodowity bydgoszczanin, który jak tylko czas pozwala, zagląda na stadion przy ulicy Sportowej

Polonia będzie gotowa na I ligę

Jerzy Kanclerz przyznaje, że docierają do niego głosy mówiące o tym, że awans był niepotrzebny.

Szampan dowieziono pod koniec zawodów. Żużlowcy świętowali awans razem z kibicami

- Są takie osoby, które obawiają się że na 100-lecie klubu zamiast sukcesu sportowego może nam się przytrafić spadek. Uważam, że Polonia nawet jadąc składem, który mieliśmy w tym roku, nie byłaby najsłabszą drużyną I ligi, dlatego jestem pełen dobrych myśli. Planujemy już pewne wzmocnienia, ale póki co jest za wcześnie, żeby mówić o konkretnych nazwiskach - mówi prezes klubu i dodaje:

- 30 września spłacimy ostatnią ratę zadłużenia klubu. W nowy rok i sezon wejdziemy więc z czystym kontem, co nie pozostanie bez znaczenia na działalność klubu.

Mirosław Lewandowski

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%