Zamknij

Umowy sponsorskie wysokiego ryzyka. Wypadają "trupy z szafy"

19:13, 12.10.2021
Skomentuj

Ostatnie dni października w lidze, która już zakończyła sportową rywalizację, będą pracowite w dziale księgowości i w gabinetach prezesów. I nie chodzi tylko o ruchy transferowe, czy nowe kontrakty. Niektóre kluby muszą spieszyć się z uregulowaniem zaległości finansowych.

Wydawałoby się, że kluby PGE Ekstraligi opływają w luksusy i stać je na wszystko, na lukratywne kontrakty z gwiazdami speedwaya, na modernizację zaplecza warsztatowego i inne. Do końca tak nie jest. Tymczasem wiadomo, że do końca października wszystkie zobowiązania muszą zostać wyzerowane. W przeciwnym razie grożą klubowi konsekwencje licencyjne, w tym nawet wydalenie z rozgrywek. Czasu zostało niewiele.

Coraz częściej pojawiają się głosy zawodników, którzy nie są rozliczeni i czekają na zaległe wypłaty. O ile prezesi pilnują i w pierwszej kolejności regulują faktury zgodnie z regulaminem (przyjęto w nim regulacje w postaci maksymalnej płacy za zdobycz punktowa i za podpis na kontrakcie), to dopiero w drugiej kolejności są regulowane tzw. umowy sponsorskie. I z tym drugim jest kłopot.

W kilku ośrodkach, niestety, nie wszystkie ustalenia są regulowane na bieżąco. Zawodnicy mówią o tym w prywatnych rozmowach, bo oficjalnie nie mogą. Wypuszczają jednak informacje, by zmobilizować drugą stronę do rychłego uregulowania. Innego narzędzia, by zmusić do wypłaty w zasadzie nie posiadają. Wszystko przez to, że tzw. umowy sponsorskie stały się narzędziem do omijania regulaminowych limitów wynagrodzeń.

W efekcie żużlowiec podpisuje z klubem dwie umowy: oficjalną kontraktową zgodną z regulaminem i drugą tzw. sponsorską, która z regulaminem już zgodna nie jest. Bo nazywa się ona wprawdzie umową sponsorską, ale de facto jest drugą, nieoficjalną umową z pracodawcą. I klub, i zawodnik w ten sposób obchodzą regulamin PGE Ekstraligi. Z kolei Ekstraliga Żużlowa ma pieczę tylko nad umowami kontraktowymi na linii zawodnik-klub. Umowy reklamowe znajdują się poza nią i nie ingeruje ona w ten temat.

Dla zawodników to wprawdzie metoda na większy zarobek, ale też i ryzykowna gra. Wszystko jest dobrze, gdy druga strona płaci, gorzej, gdy nie chce, bo na przyklad zawodnik kiepsko jeździł albo odchodzi z klubu. Narzędzi do wyegzekwowania należności z tej drugiej umowy żużlowcy w zasadzie nie mają. Teoretycznie mogliby domagać się jej na drodze sądowej i pewnie, by tam wygrali, ale tego nie robią. To z obawy przed konsekwencjami za złamanie regulaminu rozgrywek.

Wśród tak "oszukanych" żużlowców nie brakuje głośnych nazwisk, choć oficjalnie nikt tego nie potwierdza. Także i w tym sezonie są żużlowcy z topu, którzy już mają problemy z otrzymaniem pieniędzy. Zawodnicy mogą je stracić bezpowrotnie i raczej nie mają co liczyć na pomoc żużlowej centrali. Bo, jak mówią nierzetelni płatnicy, "sami są sobie winni, po co podpisywali umowy pod stołem". Niewypłacalni, a właściwie niepłacący, sponsorzy tłumaczą się problemami gospodarczymi, pandemią, rosnącymi kosztami itp.

Niedawno prezes Ekstraligi Żużlowej Wojciech Stępniewski mówił w wywiadzie dla "Magazynu Żużel" na YouTube podkreślał, że tylko oficjalne kontrakty są nadzorowane przez EŻ. O umowach sponsorskich wie, ale wpływu na nie EŻ nie ma:

- Jest dobrze dopóki są regulowane, gorzej gdy występują perturbacje z płatnościami - zwraca uwagę prezes Wojciech Stępniewski.

I teraz właśnie, po sezonie, "wysypują się trupy z szafy". Na szczęście, to tylko przypadki incydentalne. Problem mają prezesi i zawodnicy, którzy sobie zaufali, a umowa nie została zrealizowana. Może będzie...

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%