Zamknij

Wódz

16:08, 05.05.2019 . Aktualizacja: 17:47, 28.12.2022
Skomentuj

 

Nie byłoby żużlowej potęgi Leszna, która narodziła się tuż po wojnie, gdyby nie dwa fundamenty. Pierwszym były poniemieckie, wojenne magazyny w okolicach Kąkolewa. Drugim fundamentem, o wiele ważniejszym, był Józef Olejniczak. Warto to przypomnieć, bo niewielu dziś o tym pamięta.

Star 200 gna po dziurawej asfaltówce, a wiatr rozwiewa włosy siedzącego na pace mężczyzny. Przygładza je niedbałym ruchem, ale fryzura w tym momencie wcale go nie obchodzi. Ważniejsze są przymocowane na sztywno excelsiory. Mężczyzna na pace to Stanisław Przybylski, mechanik Unii Leszno. W szoferce obok kierowcy siedzi Józef Olejniczak. Jest pięćdziesiąty pierwszy, może pięćdziesiąty drugi albo trzeci rok. Tyle lat minęło, kto by to dokładnie pamiętał? Jadą ciężarówką do Rybnika na mecz i cieszą się, że w takich komfortowych warunkach.

- Unia miała wtedy takiego stara 200 do transportu?

- A gdzie tam - Stanisław Przybylski tylko się śmieje i ręką macha: - Zazwyczaj jeździło się na mecze pociągami: ludzie w przedziałach, motocykle w bagażowym. Ale czasami jechało się starem 200 wypożyczonym z firmy...

-Jakiej firmy?

- No z CPN-u - pan Stanisław wzrusza ramionami, bo to przecież oczywista oczywistość. - Józio był tam dyrektorem.

*** Z ZAMIŁOWANIA DO SPORTU ***

Z Józiem Olejniczakiem było tak.

Urodził się w 1918 roku w Westfalii w Niemczech. W Lesznie, do którego rodzina Olejniczaków sprowadziła się w 1920 roku, nikogo to nie dziwiło. W XIX i na początku XX wieku wiele rodzin z Wielkopolski wyjechało do Westfalii do pracy, wiele po odzyskaniu niepodległości wróciło potem do ojczyzny. Olejniczakowie mieli szóstkę dzieci i fabrykę swetrów w Lesznie. Byli majętną i liczną rodziną. Z szóstki dzieci Józef na pewno wyróżniał się jednym: zamiłowaniem do sportu przejawianym już od najmłodszych lat.

Pierwszy sportowy sukces osiągnął w wieku lat trzynastu. Zajął pierwsze miejsce w szkolnych zawodach w pływaniu stylem dowolnym. W pływaniu nie miał sobie równych. W wakacje żeglował. Uprawiał koszykówkę, siatkówkę, zbierał nagrody w rzucie oszczepem, był wybijającym się bokserem i piłkarzem. Z drużyną z Zaborowa (dziś dzielnica Leszna) zdobył mistrzostwo Polski LSZ-ów w... hokeju na lodzie. Tuż przed wojną wywalczył jeszcze tytuł mistrza gimnazjum w tenisie ziemnym. W 1938 roku zdał w leszczyńskim gimnazjum maturę, potem w Poznaniu ukończył podchorążówkę. Walczył w kampanii wrześniowej. Szczęśliwie wrócił do Leszna. W czasie okupacji pracował między innymi w firmie rozprowadzającej paliwo płynne. To pewnie dlatego w marcu 1945 roku, gdy Leszno po wojnie organizowało się na nowo, 27-letni Józef Olejniczak został dyrektorem CPN-u (pełnił tę funkcję aż do emerytury). Jakim cudem został żużlowcem?

*** ZARAZIŁ ŻUŻLEM CAŁĄ RODZINĘ ***

- To przez Wacka Otto - tłumaczy Stanisław Przybylski, ostatni świadek tamtych wydarzeń. Wacław Otto to był znany leszczyński mechanik samochodowy, właściciel warsztatu i założyciel przed wojną Leszczyńskiego Klubu Motocyklowego, z którego po wojnie narodziła się Unia Leszno. - Olejniczak zapoznał się z Ottem, wszedł w środowisko żużlowe. Unia wtedy jeździła na boisku Sokoła koło Akwawitu, wokół toru było parę ławek i łańcuchy zamiast bandy. Mariusz Sodkiewicz, szwagier Olejniczaka, załatwił deski na bandę. To było coś! Bo drewno było wtedy reglamentowane.

Wrocław, 20 lipca 1952 roku. Mecz Spójnia Wrocław - Unia Leszno. Drużyny do prezentacji wyprowadzili Wacław Otto (pierwszy z lewej) z Unii i Bronisław Ratajczyk ze Spójni. Za nimi maszerują: Józef Olejniczak, Kazimierz Bentke oraz w ekipie wrocławskiej Adolf Słaboń i Albin Tomczyszyn. Olejniczak wygrał wszystkie swoje wyścigi i poprowadził Unię do zwycięstwa

W żużel wsiąkła cała rodzina Olejniczaków. Ojciec Józefa Paweł Olejniczak został toromistrzem. A Józef w 1946 roku zadebiutował na owalu. Nikt chyba wtedy nie podejrzewał, że ten 28-letni gość na motocyklu wkrótce stanie się nie tylko najlepszym polskim żużlowcem, ale też faktycznym twórcą leszczyńskiej żużlowej potęgi. Ale nawet on nie osiągnąłby zbyt wiele, gdyby nie pewne niezależne od niego okoliczności w postaci... nienaruszonych przez wojenne działania poniemieckich magazynów z częściami w okolicach Leszna. Okupanci przechowywali tam strategiczne zapasy.

- Jeden magazyn był w Gronowie, drugi w okolicach Garzyna - wspomina Przybylski. - Motocykli po niemieckich żołnierzach było tam mnóstwo. Jeździliśmy tam, każdy wybierał, co mu pasowało. Trzeba było tylko zapłacić podatek od wzbogacenia. Olejniczak wybrał BMW 500 R51, był to bokser, z cylindrami po bokach. Ważył 180 kg i na żużlu nie dało się tym jeździć. Dlatego szybko wymienił go na victorię 350. Miała pionowo ułożony silnik, była krótsza i o wiele lżejsza. Na niej osiągał pierwsze sukcesy.

*** NARODZINY SUKCESU ***

Józef Olejniczak (pierwszy z lewej) nie tylko ścigał się na żużlu, ale również prowadził treningi, pomagał w naprawie silników i pilnował spraw organizacyjnych w klubie

To wtedy rodziła się złota drużyna Unii Leszno (pisaliśmy o niej w poprzednim numerze Magazynu Żużel). Dzisiaj najbardziej pamięta się z niej Alfreda Smoczyka, który zginął tragicznie w 1950 roku. Ale Stanisław Przybylski, który przez kilka sezonów był tego złotego teamu członkiem, a potem przez całe lata etatowym mechanikiem Unii, nie ma wątpliwości, że:

-Alfred urósł do symbolu, ale to Józio zasłużył się dla klubu o wiele bardziej.

Przez wielu kibiców i znawców Józef Olejniczak był uważany za najlepszego wówczas zawodnika czarnego sportu w Lesznie. Świadczą o tym jego dokonania sportowe. Sześciokrotnie zdobywał z Unią tytuł mistrza Polski. Był pierwszym długoletnim kapitanem drużyny. Był w żużlowej reprezentacji Polski na mecze z Holandią i Szwecją w 1949 roku, w 1950 w Krakowie zdobył Indywidualne Mistrzostwo Polski.

- Pamiętam te zawody, byłem jego mechanikiem - opowiada S. Przybylski. - Startował Józiu, Stasiu Glapiak i Zdzichu Smoczyk. Józef wygrał cztery biegi i przed piątym razem z Wackiem Otto zorientowaliśmy się, że w maszynie Józia nie ma kompresji. Zawór się skrzywił i silnik stracił kompresję. Był jeden bieg przerwy, więc szybko we dwójkę na gorąco odkręciliśmy głowicę od maszyny Stasia i zamontowaliśmy w maszynie Józia. Cudem zdążyliśmy wyregulować zawory i odpalić. Józio stał z boku i gadał z bratem, nawet się za bardzo nie zorientował. Przychodzi w kasku i pyta: co jest? A my że nic, że ma siadać i jechać. I wygrał ten piąty bieg.

 

Józef Olejniczak zdobył z Unią Leszno sześć razy z rzędu drużynowe mistrzostwo Polski. Był jej kapitanem sportowym i czołowym zawodnikiem. Sześciokrotnie startował w finałach indywidualnych mistrzostw polski. Złoty medal wywalczył na torze w Krakowie

 

*** TALENT SPORTOWY I ORGANIZACYJNY ***

Do 1954 roku Józef Olejniczak był zdecydowanie najlepszym żużlowcem Unii. Szybko został trenerem. Już w 1950 roku, u szczytu kariery zawodniczej, w wieku zaledwie 32 lat prowadził zajęcia kadry PZM w Bytomiu. Wyszkolił Henryka Żytę, był szkoleniowcem kadry, kiedy mistrzem świata został Jerzy Szczakiel. Zasiadał w Głównej Komisji Sportu Żużlowego, prezesował Unii. Ale powiedzieć, że jego zasługi dla Unii polegały tylko na sukcesach sportowych to tak jakby nic nie powiedzieć. Bo fenomen Olejniczaka miał znacznie szerszy wymiar. Miał niesamowity zmysł i talent organizatorski i potrafił pociągnąć za sobą innych. I to on organizacyjnie ciągnął klub. Przybylski do dziś mówi o nim: wódz. Wódz na torze i w klubie.

Leszczyńscy żużlowcy jak magnes przyciągali kibiców na stadion

To były czasy, gdy o sporcie zawodowym i zarabianiu na nim nikt nie myślał. Kto chciał się ścigać, musiał być gotowy na wyrzeczenia, także finansowe. A szczególnie w Lesznie, w którym żużel stał się niemal religią, pieniądze były na dalszym miejscu. Zawodnicy jeździli dla chwały i sławy, bo przecież nie dla nagród, które można było na zawodach wygrać. Kto przy zdrowych zmysłach ryzykowałby życie dla srebrnej papierośnicy, zegarka czy kryształowego wazonu. Jednak mimo altruizmu zawodników pieniądze na utrzymanie klubu były potrzebne. Jak udawało się je zapewniać, trudno dziś ustalić. Mocno się chyba liczyła pomoc rzeczowa od miejscowych firm, w postaci na przykład użyczanego do transportu stara 200. W każdym razie nikt na żużlu wtedy majątku nie był w stanie się dorobić. Takie były czasy i takie wyznawano wartości.

O klubie Józef Olejniczak chyba myślał na okrągło. To on był współinicjatorem budowy nowego stadionu w Lesznie, a potem zaprojektował dla niego tor. I to on podobno z reprezentacyjnego wyjazdu do Szwecji przywiózł pomysł wybudowania u nas maszyny do startów.

*** PERFEKCJONISTA W KAŻDYM CALU ***

- Miał dwie twarze - wspomina Genowefa Olejniczak. - W pracy i na torze był perfekcjonistą, twardym mężczyzną. Wszystko musiał mieć zapięte na ostatni guzik. A w domu - był potulny jak baranek. Dobry człowiek. Wie pan, że nawet nie potrafił przekląć? Ja nieraz rzucałam cholerami, bo nawet lekarze mówią, że warto, bo to oczyszcza wątrobę. Ale Józiowi się to nie podobało. Najgorsze przekleństwo, na jakie sobie pozwalał to "psia kość". Nie palił i nie potrafił kłamać. Nie znosił kłamstwa.

Poznali się w 1948 roku w klubie, w Unii, gdzie pani Genowefa krótko dorabiała sobie jako sekretarka. On był wtedy przez dwa lata prezesem. W żużlowym środowisku wyróżniał się zdecydowanie. Szczupły, średniego wzrostu, przystojny, elegancki. Typ przedwojennego inteligenta - jako jedyny w całym klubie miał maturę. Chodził w bryczesach, wyprostowany, z rękami splecionymi za plecami. Podobał się jej.

Józef Olejniczak po zakończeniu kariery sportowej wspierał Unię radą i doświadczeniem. Będąc na emeryturze regularnie zaglądał na stadion i do klubu.

- Nigdy nie zapomnę, jak Józio wszedł do sekretariatu - wspomina pani Genowefa. - Powoli zaczęło między nami iskrzyć. Po kilku latach na dobre zaczęliśmy się spotykać. Ja miałam dwadzieścia jeden, on trzydzieści jeden lat. Ale zanim zdecydowaliśmy się na ślub, minęło dziesięć lat. On ciągle był zajęty żużlem, a ja to akceptowałam. Pobraliśmy się w 1964 roku, rok później urodziła się nam córka. I wie pan co? My wcale z Józiem nie rozmawialiśmy w domu o żużlu, zostawiał tę swoją pasję za drzwiami. No chyba że ktoś zatelefonował albo mieliśmy jakichś żużlowych gości z kraju czy zagranicy, bo u nas czasami były tłumy ludzi, to wtedy rozmawiało się o żużlu. Ale nie na co dzień. Na co dzień o normalnych codziennych sprawach. To był taki dobry człowiek.

- W ciężkich dla Unii Leszno czasach w 1993 roku było takie jedno walne zebranie członków, na którym ważyły się losy klubu - wspomina Rufin Sokołowski, prezes Unii Leszno w latach 1994-2004. - Klub był w II lidze, na skraju bankructwa. Ówczesny zarząd podał się do dymisji i wyglądało na to, że nie dojdzie do wyborów nowego, bo ludzie zaczęli się rozchodzić do domów. To wtedy pan Józef stanął w drzwiach, dosłownie jak Rejtan, i powiedział, że on nikogo nie wypuści, bo ten klub ma ponad 60 lat tradycji i jak się teraz nie wybierzemy, to nie wybierzmy się już nigdy. I go posłuchano.

Józef Olejniczak zmarł nagle w 2001 roku. Do końca zajmowały go sprawy żużla i Unii Leszno. Był wielokrotnie odznaczany: Mistrz Sportu, Krzyż Walecznych, Krzyż Oficerski. Ale kiedy w 2013 roku leszczyńscy kibice wybierali w lokalnej gazecie drużynę 75-lecia, nie znalazło się dla niego miejsce. Pamięć bywa krótka.

Arkadiusz Jakubowski

Mirosław Wlekły

 

(.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%