Zamknij

Zawsze razem z Falubazem

07:26, 03.09.2019 Aktualizacja: 23:23, 07.09.2021
Skomentuj

Andrzej Huszcza, Piotr Protasiewicz... Czy obu żużlowców możemy nazwać legendami Falubazu Zielona Góra? A jeśli tak, to kto jest większą legendą? Może to i dyskusja akademicka, ale w sporcie warto rozmawiać na każdy temat.

Jeśli odpowiedzi na nasze pytania postanowimy poszukać w krajobrazie Zielonej Góry, to na deptaku natkniemy się na odsłonięty w październiku ubiegłego roku pomnik żużlowca z napisem "Andrzej Huszcza - legenda zielonogórskiego speedwaya". To postać pana Andrzeja - jedzie na jednym kole i charakterystycznym gestem, uniesioną lewą dłonią, pozdrawia kibiców. Tylko plastron ma założony "tył na przód" - numer 9 na piersi, Myszka Miki na plecach... Swoje pomniki mają też Edward Jancarz w Gorzowie i Alfred Smoczyk w Lesznie, ale Huszcza doczekał się pomnika za życia. Pan Andrzej ma także swoje miejsce w "Galerii Sław Zielonogórskiego Żużla" na stadionie przy W69. Mało tego, w mieście trwa budowa ronda im. Andrzeja Huszczy - przy zjeździe do Raculi, gdzie mieszka legenda Falubazu.

Niezniszczalny, niezatapialny

Niezniszczalny, niezatapialny - tak o panu Andrzeju mawiał Krzysztof Hołyński, arcymistrz wśród spikerów. A Jan Krzystyniak, wychowanek złotego pokolenia Falubazu z lat 80., już przeszło dwa lata temu wspominał, że Huszcza zasługuje na pomnik albo na to, żeby zostać patronem stadionu w Zielonej Górze.

Andrzej Huszcza z Falubazem związany był przez ponad 30 lat. W tym czasie z zespołem wywalczył cztery tytuły drużynowego mistrza Polski (1981, 1982, 1985 i 1991 - jako Morawski Zielona Góra), do tego srebro (1989) i brąz (1979, 1984). A indywidualnie cztery medale mistrzostw Polski: złoty (1982), srebrny (1980) i dwa brązowe (1983, 1984). Na wymienianie innych tytułów i osiągnięć mogłoby tu zabraknąć miejsca... W sezonie 1985 uzyskał średnią biegową 2,71 punktu, a na własnym torze - nie licząc defektów, wykluczenia i bonusów - przegrał tylko raz! I choć ostatnie dwa lata kariery spędził w klubie w Poznaniu, decyzję o zakończeniu przygody z żużlem ogłosił na prezentacji Falubazu w grudniu 2007 roku. Z przymrużeniem oka można też dodać, że jest jedynym trenerem w historii Ekstraligi, który na koncie ma 100 procent zwycięstw - prowadził zespół w... jednym meczu (przeciwko Polonii Bydgoszcz w sezonie 2010, po zawieszeniu Piotra Żyty).

Andrzej Huszcza ma swój pomnik w Zielonej Górze | Z kolegami Janem Krzystyniakiem, Zenonem Plechem i Stefanem Żeromskim

Falubaz czekał na takiego kapitana

Piotr Protasiewicz od dziecka był blisko Andrzeja Huszczy. Miał taką możliwość dzięki swojemu ojcu - Paweł Protasiewicz także ścigał się na żużlu. Pan Piotr zaczynał karierę jeszcze w Falubazie, ale tuż przed erą Morawskiego, w czasach, kiedy Huszcza był już bożyszczem wielu tysięcy kibiców. Żużlowe losy Protasiewicza potoczyły się jednak zgoła inaczej. Z Zielonej Góry odszedł jako junior, po dwóch poważnych kontuzjach i przy braku wsparcia czy wręcz zainteresowania ze strony macierzystego klubu. Dziś przekonuje, że gdyby nie zdecydował się na taki krok, nigdy nie byłby w tym miejscu, w którym jest, nigdy też nie zrobiłby dla Zielonej Góry tego, co zrobił po powrocie. Pan Piotr trafił do klubu z Wrocławia, dla którego w 1996 roku wywalczył - jako pierwszy Polak w historii żużla- tytuł indywidualnego mistrza świata juniorów. Indywidualnym mistrzem Polski został trzy lata później, już w barwach Polonii Bydgoszcz. To był pamiętny finał, dramaturgii nie brakowało. Dodatkowy wyścig o złoto zakończył się upadkiem Protasiewicza i wykluczeniem Tomasza Golloba...

Po latach spędzonych we Wrocławiu, Bydgoszczy, Toruniu i znów Bydgoszczy, po startach w cyklu Grand Prix, po serii sukcesów i medali drużynowych mistrzostw Polski (złoto - 1995, 1997, 1998, 2000, 2002; srebro - 2003, 2005; brąz - 2001, 2006) pan Piotr wrócił do Zielonej Góry przed sezonem 2007. Przez kibiców został przywitany chlebem i... żużlem. Falubaz czekał na takiego lidera, na takiego kapitana. Protasiewicz odwdzięczył się sześcioma medalami drużynowych mistrzostw Polski (złoto - 2009, 2011, 2013; srebro - 2010; brąz - 2008, 2016). Indywidualnie dorzucił jeszcze brąz mistrzostw Polski (2011). A tak na marginesie: pan Piotr przywiózł 8 punktów w meczu, w którym w roli trenera Falubazu wystąpił Huszcza...

W macierzystym klubie pełni funkcję kapitana drużyny | "Pepe" Protasiewicz w 1996 roku, będąc zawodnikiem WTS Wrocław, zdobył tytuł mistrza świata juniorów

Kto legendą jest, a kto będzie

Dobrze, ale co z tą legendą? - Dziś Piotr Protasiewicz nie jest jeszcze legendą, bo cały czas jest czynnym zawodnikiem - odpowiada Tomasz Walczak, kierownik Stelmetu Falubazu Zielona Góra. - Wydaje mi się, że w żużlu legendy tworzą się wtedy, kiedy zawodnik przestaje jeździć, a dalej żyje w tym środowisku, dalej funkcjonuje, dalej jest zauważany przez kibiców. Na tę chwilę Andrzej Huszcza jest legendą, a Piotr Protasiewicz na pewno ma wszelkie predyspozycje, żeby nią zostać.

Podobne zdanie ma także Alicja Skowrońska z Zielonej Góry, wielka miłośniczka żużla, skarbnica wiedzy o Falubazie.

- Andrzej Huszcza niewątpliwie jest legendą, przecież on dominował przez 30 lat! - zaznacza pani Alicja. - Piotr Protasiewicz jeszcze jeździ, jeszcze tworzy legendę, więc poczekajmy, czy przebije Andrzeja Huszczę. Uważam, że Andrzej tak zdominował pozycję legendy Falubazu, że nie wiem, co musiałby zrobić Piotr, który jest niewątpliwie wielką postacią, żeby przebić Andrzeja. Może jak będzie jeździł jeszcze 20 lat... Andrzej przytłacza i przygasza wszystkich wokół siebie. Inni mogą czuć się zaszczyceni, że próbuje się ich stawiać w pozycji legendy.

Oddawali krew za Falubaz

Trochę inne spojrzenie ma za to Maciej Noskowicz z Zielonej Góry, dziennikarz Radia Zachód.

- W moim odczuciu i jeden, i drugi zawodnik spełnia definicję legendy. Oczywiście, każdy z nas ma różne podejście do tego, kto powinien być taką sportową legendą - zauważa Maciej. - Ja subiektywnie przyjmuję, że legendarny żużlowiec to taki, który po pierwsze: jeździ nie rok, nie dwa, a kilkanaście lat w jednym klubie, po drugie: utożsamia się z miastem, regionem, klubem, a także z kibicami, z danym środowiskiem, wreszcie po trzecie i chyba najważniejsze: jest na ustach tych, którzy przychodzą na mecz, jest kimś więcej niż tylko zawodnikiem, niż tylko dostarczycielem punktów, jest w pewnym sensie symbolem danej drużyny. Jeżeli to wszystko połączymy, to moim zdaniem wyjdzie nam, że i Andrzej Huszcza, i Piotr Protasiewicz są legendą Falubazu. Oczywiście, zdaję sobie sprawę z tego, że czasy, w których pan Andrzej i Piotr jeździli czy jeżdżą, są zupełnie inne, nie sposób ich porównywać. Wiadomo, że pan Andrzej przez ponad 30 lat nierozerwalnie związany z Zieloną Górą (dopiero pod koniec w Poznaniu), Piotr jednak był na obczyźnie... Niemniej uważam, że Protasiewicz jako człowiek z Zielonej Góry już po tym powrocie z Bydgoszczy przez kilkanaście lat też niejednokrotnie oddawał - jak sam mówi - krew za Falubaz. Przecież tych meczów było sporo. Półfinał z Polonią Bydgoszcz w 2009 roku - to mi się nasuwa jako pierwsze takie spotkanie, gdzie miał nie jechać, a jechał, zdobył 11 punktów w czterech startach. Takie historie, które kibice lubią, które pokazują, że to jest człowiek, który jest kimś więcej niż tylko żużlowcem. To jest nasz gość, z naszego podwórka, a do tego jeszcze świetny zawodnik. Legenda też musi być nietuzinkowa, nie może być nudna, musi być jakaś, charakterystyczna, na dane czasy, żeby można było wspominać nie po roku, po dwóch, ale po 15, po 20, po 30 latach. Myślę, że pana Andrzeja kibice na pewno zawsze będą wspominać. A Piotr, jak zakończy karierę, to też będzie pewnie na ustach tych, którzy dziś chodzą na żużel, a jak będą już starsi, to będą tego Piotra pamiętać.

Adam Kawka

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%