Rozmowa z Marcelem Studzińskim – byłym zawodnikiem Startu Gniezno. Rozmawia Tomasz Zalewa
[ZT]29782[/ZT]
Zawsze smutno kiedy jakiś zawodnik nagle kończy karierę. Działacze z Gniezna nie namawiali cię do pozostania?
Luźne zapytanie było, ale ta moje decyzja o zakończeniu jazdy, nie była podjęta w ostatnich tygodniach, tylko znacznie wcześniej. Jak mam być szczery, to w połowie sezonu już nachodziły mnie takie myśli, żeby dać sobie spokój. A pewny byłem po rewanżowym meczu z Falubazem Zielona Góra. Ostatni mecz jaki wygraliśmy z Falubazem, a ja w nim nie pokazałem po prostu kompletnie nic. I wtedy się upewniłem, że to już raczej nie dla mnie i takie występy na torze, nie mają najmniejszego sensu. Jestem po prostu za słaby i psychicznie i fizycznie i dlatego mówię koniec.
Wyjątkowo szczere słowa i samokrytyka. Rzadkość u żużlowców.
Nie będę zrzucał winy na sprzęt, tor, czy trenerów. Co prawda mam tylko 22 lata, ale tych trenerów kilku zaliczyłem. Miałem bardzo dobrych trenerów. Przecież był pan Staszewski, Piotr Paluch w Gorzowie, czy Tomasz Fajfer, albo Krzysztof Jabłoński. To nie są goście z jakiejś łapanki, także nie mogę zrzucać winy na nich, bo wiedzę miałem od kogo czerpać.
[ZT]21151[/ZT]
Widocznie nie potrafiłem wykorzystać dobrze, tego co mi szkoleniowcy przekazywali. A przygotowanie torów? Ja zawsze odpadałem z tych dyskusji, od tego są starsi i bardziej doświadczeni ode mnie zawodnicy. Tacy decyzyjni. Chłopaki, którzy robią powyżej dychy w meczu mogą sobie dyktować warunki, a nie ja. Byłem juniorem i to przeciętnym i mogłem tylko z uwagą wysłuchiwać ich przemyśleń.
Nie żal tej decyzji po 15 sezonach na torze?
Oczywiście, że mi żal. Parę nocek nieprzespanych było. Myślę, że więcej mógłbym sobie tylko zaszkodzić niż zyskać, gdybym kontynuował starty i wpakował się w kolejny sezon. Strata czasu.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz