Książkowy bohater Fileas Fogg w 80 dni pokonał trasę dookoła świata. Równie ciekawego wyczynu dokonał jeden z najbardziej utytułowanych żużlowców w historii, który wraz z przyjaciółmi przemierzył trasę z Korei Południowej do Sztokholmu. Sędziwi wiekiem, ale młodzi duchem, panowie na motorach spędzili ponad 55 dni.
Historia wielkiego Szweda rozpoczęła się wraz z jego przyjściem na świat 86 lat temu. Ove Fundin urodził się w miasteczku Tranås, w którym obecnie znajduje się jego pomnik. Rodzimej prasie po latach opowiadał o swoim udanym dzieciństwie, które pełne było zabaw na świeżym powietrzu. Jak każdy chłopiec Ove lubił grać w piłkę nożną. W tym sporcie nie odnajdywał się jednak najlepiej i podczas szkolnych lekcji był wybierany do drużyny jako jeden z ostatnich. Przyszły mistrz speedwaya już jako dziecko uwielbiał zbierać odznaki i trofea, które kolekcjonował jako skaut.
Fundin do żużla trafił dość późno, bo zaczął go uprawiać dopiero jako 18-latek. Wcześniej swoje umiejętności szkolił na motocrossie. Tor w rodzinnej miejscowości miał zbudować wspólnie z kolegami. Jak wspomina w jednej ze swoich publikacji redaktor Robert Noga, to właściwie przypadek zdecydował o tym, że Fundin zajął się żużlem. Jeden z jego motocrossowych treningów obserwował promotor lokalnej drużyny, któremu chłopak spodobał się na tyle, że nie tylko zaprosił go na testy żużlowe, ale również już po pierwszym treningu wystawił w meczu. Szwed w debiucie zdobył kilka punktów. Szybko przekonał się również, że żużel to sport stworzony właśnie dla niego. Na motocrossie w odnoszeniu sukcesów przeszkadzał mu brak wystarczającej siły fizycznej.
[WIDEO]24[/WIDEO]
W istniejącym do dziś klubie Filbyterna Linköping chłopak stawiał swoje pierwsze kroki. Nie mógł jednak liczyć na zarobki, które pozwoliłyby mu się samodzielnie utrzymać. Starty łączył więc z pracą w rodzinnym zakładzie kuśnierskim. Ten prowadził jego ojciec, który był dla syna wielkim wsparciem na początku kariery. To on miał towarzyszyć mu podczas pierwszego żużlowego treningu i uczestniczyć w zakupie pierwszego motocykla. Niestety, tata nie zobaczył wielkich sukcesów swojego syna - zmarł w 1952 roku.
Przez Australię do Anglii
Kariera Fundina na dobre ruszyła dwa lata po śmierci ojca. Wszystko zaczęło się, gdy jego rodzimy klub zdecydował się zabrać zawodników do Wielkiej Brytanii, gdzie odbyli kilka spotkań z lokalnymi drużynami. Choć nie potykali się z najlepszymi angielskimi teamami, to jazda szwedzkiego młokosa na wszystkich miała robić ogromne wrażenie. Chłopak szybko zaznaczył również swoją obecność w światowym żużlu. W 1954 roku, jako 21-latek, wywalczył awans do finału IMŚ, który nieprzerwanie od początku rozgrywania tej imprezy odbywał się na legendarnym Stadionie Wembley. W decydujących zawodach spisał się jednak słabo i wywalczył jedynie dwa punkty. Zdecydowanie lepiej zaprezentował się jednak podczas Finału Kontynentalnego, który rozegrano na jego domowym torze. Nie tylko wywalczył 14 punktów, ale również pokonał śmietankę szwedzkiego żużla na czele z Olle Nygrenem (późniejszym brązowym medalistą MŚ 1954).
Ove Fundin pięć razy zdobył tytuł indywidualnego mistrza świata, w tym czterokrotnie wygrywał decydujący turniej na Stadionie Wembley w Londynie
Jak wspomina Eastern Daily Press, to właśnie po finale na Wembley chłopak miał otrzymać propozycję wyjazdu do dalekiej Australii. Fundin, który nigdy nie bał się nowych wyzwań, uznał to za świetną okazję do przeżycia przygody. To właśnie na antypodach spotkał człowieka, który pokierował jego karierą. Był nim nieżyjący już Aub Lawson. Wielokrotny mistrz swojego kraju i późniejszy brązowy medalista MŚ namówił go do startów w Anglii. Szwed, choć początkowo nieprzekonany, miał ulec namową starszego kolegi, który polecił go drużynie z Norwich. To w ekipie "Gwiazd" rozbłysła również gwiazda przyszłego mistrza.
Chciwy mENEDŻER
Szwed w drużynie z Norwich spędził aż dziewięć lat i pewnie zostałby dłużej, gdyby nie rozwiązanie tej ekipy. Po latach w wielu rozmowach podkreślał, że to jedyna drużyna, której oddał swoje serce, a brytyjskie miasto jest jego drugim domem. Co ciekawe, Fundin, który obecnie mówi w trzech obcych językach - poza angielskim, zna również niemiecki i francuski, na początku swoich startów na Wyspach znał jedynie kilka podstawowych fraz. Mógł liczyć jednak na wsparcie kolegów z drużyny oraz sympatię lokalnych kibiców. Rudowłosy zawodnik, który nazywany był Lisem, skradł również serca wielu fanek, które karmiły go słodyczami. Szwed uwielbia bowiem czekoladę, a siebie określa jako czekoladoholika. Niewątpliwym atutem klubu z Norwich był więc fakt, że blisko niego znajdowała się fabryka z tymi specjałami.
Ove Fundin i Igor Plechanow
Kolejna niezwykła historia wiąże się z jedną z maszyn, którą wtedy posiadał wspominany klub. Szwed, który nie miał swojego prywatnego motoru, zawsze korzystał z maszyny zapasowej, tzw. numer 2. To właśnie na niej odnosił swoje największe sukcesy. Klub, w którym spędził wiele owocnych lat, zamknięto w 1964 roku. Po latach zawodnika, o czym mówił brytyjskiej prasie, nadal frustruje wspomnienie tego wydarzenia. Uważa on bowiem, że drużyna radziła sobie całkiem dobrze i miała ogromne wsparcie fanów, także to finansowe. Jego zdaniem, winny zdarzenia okazał się zbyt chciwy menedżer ekipy.
Dziecko za medal
1956 rok zdecydowanie należał do młodego Fundina, który sięgnął po dwa cenne tytuły. 22 września na Wembley po pierwszym przegranym biegu wygrał wszystkie pozostałe cztery starty i został mistrzem świata. Legenda mówi, że Szwed pierwsze złoto miał zdobyć w tak wielkim i fantastycznym stylu, że kilka fanek zemdlało z wrażenia. Rozpędzony Lis, który wcześniej wygrał także Finał Kontynentalny, również na rodzimej ziemi okazał się najlepszy. Po raz pierwszy w karierze został bowiem mistrzem swojego kraju. Do dziś, mim, że po jego erze nadeszła era Tony`ego Rickardssona, to właśnie Fundin pozostaje najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii krajowego championatu. Na koncie ma aż 14 medali, w tym dziewięć z najcenniejszego kruszcu.
Pięciokrotny mistrz świata mieszka na południu Francji. Na sportowej emeryturze rzadko zagląda na stadiony żużlowe. Częściej można go spotkać na polach golfowych
Zdobycie pierwszego złota IMŚ dla Szweda oznaczało podwójną radość - nie tylko okazał się najlepszy, ale również wreszcie mógł oświadczyć się swojej dziewczynie. Ukochanej Monie, o czym pisał red. Grzegorz Drozd, miał obiecać, że o rękę będzie gotowy poprosić ją dopiero po zdobyciu tytułu. Ich ślub odbył się trzy miesiące po magicznej nocy na Wembley. Para żyła szczęśliwie przez ponad 14 lat i dorobiła się aż piątki dzieci. Szwed postanowił, że ich liczba musi odpowiadać liczbie złotych medali. W wykonaniu tego zamierzenia nie przeszkodził mu nawet fakt, że jego piąty potomek przyszedł na świat w 1966 roku. Był to pierwszy od lat sezon, gdy Ove nie wystąpił w finale mistrzostw globu. Posiadający cztery tytuły zawodnik zaskoczył jednak wszystkich i rok później, jadąc na przestarzałym JAP-ie, z którego zrezygnowała światowa czołówka, znów okazał się najlepszy.
Noc trzech króli
Historia Ove Fundina, choć pełna legend o jego zwariowanym życiu i szalonych imprezach, które często negował, jest dowodem niezwykłej sportowej regularności. Szwed w latach 1956‒1965 nie schodził z podium mistrzostw świata. W swoim dorobku ma 11 medali światowego championatu, co w historycznych tabelach stawia go na trzecim miejscu. Większą liczbą złotych krążków cieszyli się jedynie Ivan Mauger i Tony Rickardsson. Fundin dokonał jednak jeszcze jednej niebywałej rzeczy - złamał prymat Anglosasów. Jest on bowiem pierwszym zawodnikiem "z kontynentu", który został mistrzem globu. To właśnie on po zdobyciu pierwszego złota miał mówić, że o kolejne chciałby walczyć na ojczystej ziemi. Dzięki kolejnym świetnym występom tego zawodnika tak właśnie się stało.
16 września 1967 r., Londyn, stadion Wembley. Podium IMŚ: Ivan Mauger,
Ove Fundin, Bengt Jansson
W 1961 roku po raz pierwszy finał IMŚ rozegrano poza Londynem. Noc w Malmö była nie tylko przełomowa dla historii speedwaya, ale również wyjątkowa dla Szwedów. To właśnie ją dzień później prasa okrzyknęła "nocą trzech króli". 15 września na podium stanęło aż trzech reprezentantów gospodarzy. Obok złotego Fundina do trójki weszli Knutsson i Nordin. W pokonanym polu pozostawili takie gwiazdy, jak Barry Briggs czy Roonie Moore. W Szwecji startował także Polak Florian Kapała. Nieżyjący już zawodnik mógłby pewnie przytoczyć sporo opowieści z Fundinem w roli głównej.
Izrael, RPA i maluchy
Gdyby historia Fundina zakończyła się w tym miejscu, byłaby ona podobna do wielu innych. Szwed to jednak dużo bardziej nieszablonowa postać, która na swoim koncie ma również starty żużlowe w bardzo nietypowych miejscach. W 1957 roku startował w lidze Republiki Południowej Afryki, a niespełna 20 lat później walczył w Izraelu. To właśnie tam rozegrano pięć meczów testowych między zespołami USA i Reszty Świata. Choć na starcie, obok Szweda, pojawili się Briggs czy Penhall, najlepszy okazał się Norweg Oyvind Berg.
Niezwykle ciekawy pojedynek z Fundinem stoczył również Jerzy Szczakiel. Panowie zmierzyli się jednak nie w wyścigu żużlowym, a w rywalizacji maluchów. Nietypową walkę, o której Szczakiel opowiedział "Przeglądowi Sportowemu", stoczono na Stadionie Dziesięciolecia. W finale, na oczach 80 tysięcy ludzi, lepszy okazał się Szwed, który wygrał w nieszablonowy sposób. Do ostatniego wirażu prowadził Polak. Fundin uderzył jednak umiejętnie w tył jego samochodu, dzięki czemu Szczakiel stracił kontrolę nad pojazdem. To właśnie tego dnia Polak miał pojąć, dlaczego Szwed ma w kolekcji aż tyle medali.
Pomnik w Chinach
Rywale oraz dziennikarze opisują Fundina jako człowieka, który zawsze był niezwykle głodny sukcesów i wrażeń. Tych szukał również po zakończeniu sportowej kariery. Być może to właśnie spełnianie szalonych pomysłów pozwala mu zachować młodość. Brytyjscy dziennikarze, którzy w grudniu poprzedniego roku spędzili z zawodnikiem dzień, byli nim zachwyceni. 85-latek fascynował ich biegłością swojego umysłu oraz znakomitą (jak na swój wiek) kondycją - przyjął dziennikarzy w swoim domu i postawił im obiad. Sypał anegdotami oraz opowiedział o swojej najważniejszej wygranej. Tą dla niego, co zaskakujące wobec sukcesów, jakie odniósł, jest pierwszy triumf wywalczony w młodości na jednym ze szwedzkich torów. Mimo wieku Fundin obecnie nadal podróżuje po Europie oraz regularnie ćwiczy. W przeszłości dokonywał rzeczy wręcz niebywałych. Nie tylko zdał licencję pilota, próbował swoich sił w bobslejach, ale również zdecydował się na ponad 20-dniowy marsz. Z okazji swoich 70. urodzin postanowił pieszo przejść z francuskiego Lille do Szwecji, gdzie przygotował imprezę dla 70 osób. Pięć lat wcześniej pokonał na rowerze trasę z Saint-Tropez do Tranas.
Były mistrz świata doczekał się pomnika w rodzinnym mieście
Później, wraz z byłymi żużlowymi kolegami - Olle Nygrenem (i to dwa lata starszym od Fundina) oraz mistrzem lodowych torów Per-Olofem Sereniusem, zdecydował się na motorze pokonać trasę z Korei Południowej aż do rodzimej Szwecji. Panowie na motorach spędzili ponad 50 dni, a po drodze przemierzyli między innymi Syberię, Mongolię, Kazachstan czy Polskę. Podczas podróży, choć tego nie wiemy, mistrz mógł również zobaczyć swój kolejny pomnik, który znajduje się w Chinach. Postawiono go w mieście Wuhu, a jego autorem jest Richard Brixel. Rzeźba, która nie jest nawet podpisana imieniem i nazwiskiem mistrza (choć autor o to wnosił), ma symbolizować zdolność każdego człowieka do podejmowania odważnych decyzji oraz ryzyka, a także gotowość do postawienia wszystkiego na jedną kartę. Lepszego patrona zarówno Chińczycy, jak i żużlowy świat chyba nie mógłby sobie wyobrazić.
Aleksandra Konieczna
Ove Fundin w IMŚ
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu magazynzuzel.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz