INNPRO ROW Rybnik, który nie miał dużego wyboru na rynku transferowym udowodnił, że na swoim torze może być groźnym dla każdego. Jako pierwsi o tym przekonali się zawodnicy Gezet Stali Gorzów, którzy nie sprostali beniaminkowi, przegrywając na Śląsku 49:41.
[ZT]37232[/ZT]
To było bardzo zacięte spotkanie, czego należało się spodziewać. Rybnik miał nadrobić wszelkie swoje niedoskonałości atutem własnego toru. Wydaje się, że właśnie lepsza znajomość toru miała w tym meczu duże znaczenie, bo goście nie do końca czytali ścieżki rybnickiego owalu, poza Oskarem Paluchem oraz Andersen Thomsenen,. Pozostali, w tym nawet taki as jak Martin Vaculik błądzili, choć Słowak akurat miał dobrą pierwszą część meczu. Potem, jak brzmi oficjalna wersja, miał kłopoty sprzętowe.
Mimo to Stal trzymała się dzielnie i długo była w grze o pełną pulę. Początkowo drużyna z lubuskiego nawet prowadziła. Tak było po 4 biegach, bo wyścig juniorów 4:2 na swoją korzyść rozstrzygnęli wspomniany Paluch oraz Hubert Jabłoński. Potem ROW odwrócił wynik, ale też tylko na chwilę, bo Thomsen z Paluchem w 7 wyścigu pozostawili w pokonanym polu Kacpra Pludrę oraz Maksyma Drabika. Po 10 biegach był remis i wszystko w tym meczu mogło się zdarzyć.
To kolejny zawodnik, który został przygarnięty przez Rekiny.
Dłuższą przerwę dobrze wykorzystali gospodarze. Tungate z Drabikiem ograli dubletem Jabłońskiego oraz Vaculika, który jadąc na czwartej pozycji zanotował defekt motocykla. Po 13 biegach utrzymywała się 4-punktowa różnica na korzyść Rybniczan. Ci nie zamierzali swoich kibiców trzymać do końca w niepewności. Wzięli wszystko w swoje ręce i już w pierwszym z biegów nominowanych przypieczętowali triumf, kiedy Holder z Drabikiem nie dali większych szans Lebiediewowi i Fajferowi. Obaj zawodnicy Stali wypadli blado i to oni są w głównej mierze winowajcami porażki Stali na inaugurację.
ROW z kolei pokazał, że nie należy go skazywać na porażkę i to jeszcze przed sezonem. Jeśli pojedzie tak jak w niedzielę, to może się okazać, że sprawi jeszcze niejedną niespodziankę w lidze. Zespół ze Śląska udowodnił, że nawet ,,niechcianymi” zawodnikami jest w stanie rywalizować w PGE Ekstralidze, przynajmniej na swoim torze. Znów, tak jak w finałowym spotkaniu w poprzednim sezonie jeszcze w Metalkas 2 Ekstralidze, wszystkich zadziwił Rohan Tungate. Wtedy był ,,ojcem” awansu, a i teraz był wśród „rozdających karty”. Warto pamiętać, że przed startem sezonu mówiło się nawet, że to on będzie grzał ławę i będzie zmuszony poszukać sobie innego klubu, wybierając się na wypożyczenie. Jak wiemy Rybniczanie mają jednego zawodnika w kadrze więcej.
Australijczyk wygrał jednak rywalizację o skład z Glebem Czugunowem i to ten drugi póki co nie jedzie i na pewno nie pojedzie także w II kolejce, wszak na inaugurację nie zawiódł nikt.
-Ostatnie trzy tygodnie nie były dla mnie łatwe. Była presja, ale udało się przez to przejść. Było to udane rozpoczęcie dla mnie i dla drużyny. To mój domowy tor, więc trzeba było to wykorzystać. Cieszę się bardzo, bo był to praktycznie mój pierwszy start w PGE Ekstralidze, nie licząc jednego epizodu – powiedział Rohan Tungate.
Notowania byłego mistrza świata mocno spadły w ostatnich czasach, ale w Rybniku uwierzono w drzemiący wciąż w nim potencjał.
Tungate zdobył na inaugurację 11 punktów, ale takim samy dorobkiem mogli się pochwalić także Nicki Pedersen oraz Chris Holder. Tu także wielu miało wątpliwości, czy mistrzowie świata podołają w najwyższej klasie rozgrywkowej. To spotkanie pokazało, że mogą być wartościowymi zawodnikami.
Pedersen zimą mocno ,,zjechał” z wagą. Świetnie się przygotował do rozgrywek. Poprzednie rozgrywki odjechał na zapleczu ekstraligi. Był to niezły sezon, choć i tam zdarzały mu się wpadki, gdy tor być trudniejszy. Duńczyk długo pozostawał bez pracy, ale pomocną rękę na ubogim rynku wyciągnął właśnie beniaminek z Rybnika. Prezes Mrozek zaryzykował i póki co ta akcja, podobnie jak z Holderem się udała. Także ta dwójka obroniła się wynikami.
Bliźniaczo było z Kacprem Pludrą. Ten miał za sobą fatalny sezon w Grudziądzu, gdzie zawodził i nie pojeździł zbyt wiele. Na inaugurację w nowym klubie miało się wrażenie, że widzieliśmy lepszą wersję tego zawodnika. Ten ,,szarpał”, walczył, chcąc powiedzieć, że ja wam jeszcze wszystkim udowodnię.
Mimo dość skromnego dorobku starał się też Maksym Drabik. To kolejny zawodnik, który został przygarnięty przez Rekiny. Notowania byłego mistrza świata juniorów mocno spadły w ostatnich czasach, ale w Rybniku uwierzono w drzemiący wciąż w nim potencjał. Tak jeżdżący zespól z Rybnika jest w stanie uratować PGE Ekstraligę. Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale ROW wysłał jasny sygnał rywalom, że nie zamierza być chłopcem do bicia.
Jutro klub z Rybnika czeka przeprawa w Grudziądzu. Mecz o godz. 20.30/
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz