Jeszcze w grudniu ubiegłego roku, gdy ogłoszono terminarz PGE Ekstraligi na sezon 2024, głośno się mówiło, że początek obecnych już rozgrywek może być ciężki dla Krono-Plast Włókniarza Częstochowa. I faktycznie – przypuszczenia te znalazły swoje odzwierciedlenia w rzeczywistości. Po czterech pierwszych kolejkach „Lwy” miały na swoim koncie wyłącznie jeden punkt, zdobyty w meczu u siebie z Betard Spartą Wrocław (30 kwietnia).
[ZT]34588[/ZT]
W końcu nadeszły lepsze czasy w częstochowskim obozie. „Biało-Zieloni” od wygranej z KS Apatorem Toruń (28 maja; 50:40 na własnym terenie) rozpoczęli udaną passę. Kontynuowana była ona poprzez tryumfy – także w Częstochowie – nad ZOOleszcz GKM-em Grudziądz (31 maja; 51:39), Fogo Unią Leszno (7 czerwca; 47:43) kończąc – przynajmniej póki co – na wyjazdowym starciu z NovyHotel Falubazem Zielona Góra (13 czerwca; 52:37).
Właśnie zwycięstwo w Winnym Grodzie z pewnością najbardziej zapadło w pamięci fanom z miasta spod Jasnej Góry. Nie tylko ze względu na najwyższą – jak na tę chwilę – końcową różnicę punktową, ale również – styl, w jakim częstochowianie tego dokonali.
Po nie najlepszym początku (po czterech pierwszych wyścigach prowadził Falubaz 14:9 – przyp. red.), goście w drugiej serii startów przejęli inicjatywę w batalii. Szybko zbudowali sobie przewagę, systematycznie ją powiększając niemal z każdym następnym wyścigiem. Imponowali startami oraz szybkością na trasie. A nawet gdy tracili wyższe pozycje na dystansie szybko je odzyskiwali. Tak było choćby w przypadku Leona Madsena czy Maksyma Drabika.
Z racji takich zaskakujących dobrych występów jeźdźców Włókniarza, po ostatnim meczu na ziemi lubuskiej z ust częstochowskich kibiców dało się nawet słyszeć – niejako żartobliwe – głosy, że tegoroczne domowe spotkania ich ulubieńców powinny być rozgrywane właśnie w Zielonej Górze.
Jeszcze przed rywalizacją na stadionie przy ul. Wrocławskiej 69 trener ekipy z Częstochowy Janusz Ślączka podkreślał, iż zawodnicy pod jego wodzą będą musieli mocno popracować nad korektami w motocyklach. Patrząc na jazdę „biało-zielonych” rajderów 13 czerwca można było odnieść wrażenie, że faktycznie nie próżnowali oni w tej kwestii podczas kilkudniowej przerwy między domową potyczką z leszczyńską Unią a wyjazdową z zielonogórskim Falubazem. Mało tego część żużlowców „Lwów” w tym dniu dysponowała innymi silnikami niż we wcześniejszym meczu.
– Na pewno te moje słowa odnośnie korekt w motocyklach poniekąd się sprawdziły. Maks Drabik startował na innych silnikach [niż w domowym meczu z Unią Leszno – przyp. red.], podobnie zresztą jak Mikkel Michelsen. I w końcu zadziałało. Co prawda Mikkel nie pojechał w biegach nominowanych, ale, jeśli chodzi o całokształt, spisał się naprawdę dobrze – mówi nam Janusz Ślączka.
Jak już wcześniej zaznaczyliśmy, jednym z aspektów żużlowego rzemiosła, w którym częstochowianie dominowali w Winnym Grodzie, był moment startowy. Ten z kolei nie funkcjonował zbytnio w domowej konfrontacji z Fogo Unią. Czy zawodnicy czwartej drużyny PGEE A. D. 2023 – w trakcie przygotowania się do starcia z Falubazem – szczególnie skupili się właśnie nad poprawą tego elementu?
– Biegów nie wygrywa się tylko startami, zwłaszcza na takim torze, jak w Zielonej Górze, gdzie potrzebna jest również odpowiednia prędkość. Starty to ważny element, ale uważam, że w czwartek [13 czerwca – przyp. red.] nie był tym najważniejszym. Co do samego meczu, wynik drużyny i nasze poszczególne punktacje odzwierciedlały to, jak my się czuliśmy na obiekcie ostatniego rywala. To była fajna sprawa – oznajmił z kolei Kacper Woryna.
Fantastyczne zwycięstwo teamu, prowadzonego przez Janusza Ślączkę, na pewno podbudował na tyle, by znów móc pokusić się o wywalczenie ligowych punktów. Najbliższym przeciwnikiem czterokrotnych drużynowych mistrzów Polski – także na obcym obiekcie – będzie wrocławska Betard Sparta w piątek (21 czerwca; godz. 20.45).
Częstochowianie z pewnością uczynią wszystko, aby „zrehabilitować” się za – wspomniany w leadzie – remis ze Spartą w pierwszej rundzie na „Krono-Plast Arenie”. 30 kwietnia ówcześni miejscowi mieli, można rzec, komplet meczowych „oczek” na wyciągnięcie ręki, prowadząc przed wyścigami nominowanymi 43:35. Tymczasem wrocławianie dwoma biegowymi wygranymi po 5:1, doprowadzili ostatecznie do rezultatu 45:45.
Dodajmy jednak, że ekipa ze stolicy Dolnego Śląska 9 czerwca – przed pojedynkiem Falubazu z Włókniarzem – uległa słynnym „Motomyszom”, na ich owalu, 40:50. Ten fakt zatem, w obecnej sytuacji, może stawiać Włókniarza na wyższej pozycji aniżeli „Spartan”, jeśli chodzi o piątkowe spotkanie na Olimpijskim. Jednakże szkoleniowiec „Biało-Zielonych” przestrzega przed lekceważeniem aktualnych wice-czempionów kraju, którzy także przecież potrzebują kolejnych puli „dużych” punktów, by umocnić się w tabeli. Jednego możemy się spodziewać: emocjonującego widowiska.
– Będziemy się przygotować do tego meczu. Zdajemy sobie sprawę, że Sparta Wrocław jest bardzo mocną drużyną. Jeśli trafimy z ustawieniami, jak w Zielonej Górze, znowu będziemy chcieli odjechać bardzo dobre spotkanie. Wiadomo, że mecz meczowi nie równy, dzień czy zmagania też. Pozostaje nam jedynie ciężko pracować i pokornie czekać to spotkanie. Nie można też porównywać jednego meczu do drugiego. Sparcie bowiem ostatnio w Zielonej Górze mogło coś po prostu nie zagrać. Jednakże, jeżeli coś porobią, powymieniają w silnikach, to mogą u siebie być szybsi. Obym się mylił… – skwitował Janusz Ślączka.
– To, że my wygraliśmy w Zielonej Górze, a Falubaz przegrał, wcale nie oznacza, że w przebiegi bezpośrednio kolejnych meczów z udziałem obu tych drużyn będą takie same. Tak więc nie ma co spoczywać na laurach. Trzeba ciężko pracować i po kolei skupiać się na każdym następnym spotkaniu – stwierdził zaś Kacper Woryna.
Awizowane składy
9. Artem Łaguta
10. Tai Woffinden
11. Bartłomiej Kowalski
12. Daniel Bewley
13. Maciej Janowski
14. Kacper Andrzejewski
15. Jakub Krawczyk
1. Mikkel Michelsen
2. Maksym Drabik
3. Kacper Woryna
4. Mads Hansen
5. Leon Madsen
6. Szymon Ludwiczak
7. Kacper Halkiewicz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz