Wrócił na stare śmieci do Rawicza i mało brakowało, by został największym przegranym. Bartosz Smektała w ćwierćfinale indywidualnych mistrzostw Polski uciekł katowi spod topora.
"Smyk" przegrał dwa pierwsze starty. Pojechał w nich słabo i nawet nie skubnął punkty, mimo, że stawka uczestników nie była zbyt wymagająca. Dopiero w drugiej części turnieju, gdy jego sytuacja była skomplikowana, zaczął wygrywać. Pamiętajmy, że Smektała, który był bohaterem jednego z najgłośniejszych przed tym sezonem transferów (przeszedł z Unii Leszno do Włókniarza Częstochowa) na "Florku" zna wszystkie ścieżki. W poprzednich latach często trenował w Rawiczu i na co dzień startował w drugoligowym Kolejarzu (dzięki stałej współpracy Unii Leszno z rawickim klubem).
Mało brakowało a Bartosz Smektała zostałby największym przegranym wczorajszego turnieju (fot. Magazyn Żużel)
- To były bardzo trudne zawody dla mnie. Na szczęście udało się złapać odpowiednie ustawienia i mieć lepsze pola startowe. Wygrywałem wyścigi, ale czegoś mi brakowało - przyznał się Bartosz Smektała w rozmowie przeprowadzonej przez telewizję Motowizja.
Smektała słabo wypadł w pierwszym meczu Eltrox Włókniarza przegranym z Fogo Unia Leszno. Teraz z trudem przebił się do półfinału IMP. Jak zaprezentuje się w kolejnych zawodach? Już dzisiaj częstochowskie Lwy powalczą o ligowe punkty w zaległym meczu wyjazdowym z Motorem Lublin (g.18.00).
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz