Zawiadomienie do prokuratury w Pile nie było imiennie podpisane, ale posiadało mocną treść i mocne zarzuty. "Pragniemy donieść z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że zarządzający klubem Polonia Piła wiceprezes i menadżer w jednej osobie malwersuje publiczne pieniądze pochodzące z dotacji". W ten sposób, 10 lipca 2017 roku, rozpoczęła się, chyba największa w historii pilskiego speedwaya, afera, która swój finał znalazła przed Sądem Rejonowym w Pile. Wyrok jeszcze nie zapadł, ale lektura sądowych akt daje wiele do myślenia.
Wiceprezes i menadżer klubu w jednej osobie, o którym mowa w doniesieniu, to Tomasz Ż., osoba znana w pilskim środowisku żużlowym. Autorzy anonimu, kimkolwiek byli, najwyraźniej nie darzyli Ż. sympatią i zarzucali mu, że pieniądze, które klub otrzymywał w formie dotacji od miasta nie były, delikatnie mówiąc, wydawane zgodnie z ich przeznaczeniem. Ich zdaniem Tomaszowi Ż. chodziło przede wszystkim o podniesienie komfortu i poziomu swojego życia, a pieniądze przeznaczone na żużel miał przeznaczyć na zakup luksusowego samochodu, którym zaczął jeździć. I to w sytuacji, gdy klub posiadał zaległości wobec zawodników, w tym wobec juniorów. W anonimie, obok takich dość ogólnych zarzutów, znalazły się też bardziej konkretne. Mowa była o tym, że Tomasz Ż. wystawia fikcyjne faktury na zakup sprzętu żużlowego. Obok takiego zgłoszenia organy ścigania przejść obojętnie nie mogły. Tym bardziej, że kilka dni po anonimie wpłynęło też zawiadomienie z Urzędu Miasta w Pile o możliwości popełnienia przestępstwa. Chodziło o nieprawidłowości przy rozliczeniu dotacji, jaką Klub Sportowy Polonia Pila otrzymał w 2017 roku z Urzędu Miasta w kwocie 500.000 zł.
Faktury pod lupą
Każda taka dotacja udzielona przez samorząd innym podmiotom musi zostać rozliczona. To znaczy, że te dotowane podmioty muszą przedstawić dokumenty (najczęściej faktury) potwierdzające, na co wydały otrzymane z miasta pieniądze. Taki mechanizm obowiązywał też przy rozliczaniu dotacji dla pilskiego klubu żużlowego. Miejscy urzędnicy zakwestionowali dwie faktury. Obie faktury wystawione zostały klubowi Polonia Piła przez firmę handlującą motocyklami żużlowymi. Wynikało z nich, że klub kupił w tej firmie trzy motocykle marki GM za prawie 230.000 zł. A ze zgłoszenia z pilskiego magistratu wynikało natomiast, że obie faktury są fałszywe.
Pilska drużyna do końca 2016 roku zachowała finansową stabilność. Problemy zaczęły się w 2017 r. Na dzień 31 stycznia 2018 roku niespłacone należności wobec zawodników, wynikające z zawartych umów kontraktowych na sezon 2017 wynosiły 296.000 zł.
Przyznać trzeba, że pilska policja nie miała najmniejszych kłopotów z potwierdzeniem tych podejrzeń. Wystarczył kontakt z firmą, która rzekomo wystawiła faktury. Obie były wypisane odręcznie:
- Od 20 lat nie wystawiamy ręcznie wypisywanych faktur - zeznał właściciel firmy handlującej motocyklami. - To faktury nie od nas.
To wystarczyło, by Tomaszowi Ż. przedstawić zarzuty podrobienie dwóch faktur na zakup motocykli i przedłożenia fałszywek do rozliczenia miejskiej dotacji. Tomasz Ż. zresztą niczego się nie wypierał i od razu przyznał do tego czynu. Co jednak wcale nie znaczy, że czuł się winny. Złożył obszerne wyjaśnienia, a z ich treści wyłania się dość smutny obraz mechanizmów finansowych w klubie.
Tomasz Ż. w pilskim klubie pracował od 2012 roku. Klubem kierował trzyosobowy zarząd. Prezesem był Tomasz Soter, Tomasz Ż. był wiceprezesem, trzecim członkiem zarządu była Joanna Soter. Z ustaleń pilskiej prokuratury, opisanych potem w akcie oskarżenia, wynika, że w latach 2012-2016 sytuacja finansowa klubu była dość stabilna. Głównym sponsorem Polonii był duży prywatny przedsiębiorca i choć żadnej formalnej umowy z nim klub nie posiadał, to jednak co roku łożył on na utrzymanie pilskiego speedwaya 600.000 zł. To wystarczało, by klub funkcjonował bez większych zgrzytów. Zgrzyty zaczęły się przed sezonem 2017.
Spotkanie na szczycie
Z zeznań Tomasza Ż. wynika, że wtedy odbyło się spotkanie w domu tego dużego sponsora, na którym obecny był też starosta pilski Eligiusz Komorowski oraz prezes Polonii Piła Tomasz Soter.
- Spodziewaliśmy się z prezesem, że jak co roku otrzymamy 600.000 zł dotacji - zeznał Ż. - Więc kiedy sponsor dał nam kartkę i długopis, żebyśmy wyliczyli, ile nam potrzeba na sezon, wpisaliśmy kwoty mniej więcej odpowiadające tym 600.000 zł. Wtedy starosta spytał, co będzie kiedy nie otrzymamy tych pieniędzy od sponsora. Odpowiedzieliśmy, że wtedy klub będzie musiał ogłosić upadłość. Kazał nam wtedy robić swoje i zająć się klubem. Środki od sponsora miały wpływać.
Ale nie wpływały.
- My jednak rozpoczęliśmy sezon 2017 i ruszyły rozgrywki, które generowały koszty - zeznał Tomasz Ż.
I zaczęło brakować pieniędzy dla zawodników, ci grozili, że nie nie wystąpią w kolejnych meczach. A ponieważ pieniądze od sponsora się nie pojawiały:
- Postanowiliśmy wystąpić o dotację do miasta - zeznał Tomasz Ż. - To była jedyna możliwość zapewnienia klubowi możliwości funkcjonowania. Otrzymaliśmy z miasta 500.000 zł.
Był jeden szkopuł. Publiczne dotacje to zawsze są tak zwane "pieniądze znaczone". A to oznacza, że można je wydać tylko i wyłącznie na ściśle określone w umowie o dotację cele. W tym przypadku miejska dotacja miała być przeznaczona na przykład na zadanie pod nazwą "Prowadzenie szkółki żużlowej dla dzieci i młodzieży". W żadnym wypadku nie można pieniędzy z publicznych dotacji wydawać na wynagrodzenia dla zawodników. A tymczasem właśnie pieniędzy na wynagrodzenia najbardziej brakowało w kasie Polonii Piła.
Plan nie wypalił
- Po otrzymaniu dotacji, wiedząc, że jest to niezgodne z umową z miastem, zarząd klubu jednogłośnie podjął decyzję, że z dotacji wypłacimy wynagrodzenia zawodnikom - zeznał Tomasz Ż. - Nadal przecież czekaliśmy na pieniądze od dużego sponsora. Liczyliśmy, że kiedy je dostaniemy, po prostu przesuniemy pieniądze i wszystko się będzie zgadzało.
Warto tutaj jednak przypomnieć, że klub przecież nie posiadał żadnej pisemnej umowy z tym dużym sponsorem, więc zarząd klubu nie mógł mieć pewności, że jakiekolwiek środki od sponsora wpłyną do klubu. Jednak wtedy najważniejsze było to, że miejska dotacja załatała wielką dziurę w klubowej kasie. Sezon 2017 udało się dojechać do końca, choć nie bez kłopotów. W sądowych aktach tej sprawy jest wiele zeznań zawodników (seniorów i juniorów) oraz trenera, z których wynika, że klub notorycznie zalegał im z płatnościami.
Wyliczone na dzień 31 stycznia 2018 roku niespłacone należności pilskiego klubu wobec zawodników z kontraktów podpisanych na sezon 2017 wynosiły 296.000 zł.
Tymczasem władze klubu stanęły przed kolejnym wyzwaniem: należało rozliczyć miejską dotację w wysokości 500.000 zł. Już wiemy, że miejskich pieniędzy nie mogły władze klubu wydawać na wynagrodzenia, ale... wydawały. Jak z tego wybrnęły?
- Przyznałem się do tego, że część dotacji poszła na wynagrodzenia - zeznał Tomasz Ż. - Dostaliśmy za to z prezesem naganę.
A klub został wezwany do zwrotu 200.000 zł. Ale ich nie zwrócił. Zamiast tego poprosił prezydenta Piły o umorzenie tej kwoty ze względu na interes społeczny, historię dyscypliny i klubu, sukcesy i zainteresowanie żużlem w mieście. Najwidoczniej podziałało, bo to zobowiązanie zostało przez miasto umorzone. Tyle tylko, że na wynagrodzenia z dotacji wydano znacznie więcej niż 200.000 zł.Tomasz Ż. zeznał, że wynagrodzenia stanowią aż 80 procent rocznego budżetu klubu. Na resztę tej wydanej nieprawidłowo kwoty musiały być jeszcze jakieś legalizujące ten wydatek dokumenty. Na przykład faktury na zakup sprzętu, który, hipotetycznie, mógł służyć dzieciom i młodzieży do szkolenia się i podnoszenia umiejętności. Na przykład faktury na zakup trzech motocykli żużlowych marki GM, których klub nie kupił, bo go nie było na to stać.
Lewe interesy?
-Wtedy zarząd podjął decyzję, że trzeba"pozyskać faktury" - zeznał Tomasz Ż.
To on zajął się tym pozyskiwaniem. Ręcznie wypisane fikcyjne faktury na trzy motocykle GM dostarczył mu niejaki Przemysław (nie udało się ustalić, kim jest). To te faktury, o których mowa była w anonimowym zawiadomieniu. W trakcie dochodzenia ustalono jednak, że lewych faktur było więcej: jeszcze na fikcyjny zakup opon i oleju do silników. Odkryto też, że w okresie od kwietnia do czerwca 2018 Tomasz Ż. dokonał 14 wypłat z klubowej karty kredytowej na kwotę 34.230 zł. I wtedy wobec Tomasza Ż. pojawił się nowy prokuratorski zarzut - przywłaszczenia sobie tych pieniędzy. Ostatecznie jednak ten zarzut upadł i nie pojawił się w akcie oskarżenia. Dlaczego?
Sezon 2017 nie należał w Pile do najłatwiejszych, bo notorycznie brakowało pieniędzy. O ile wypłaty dla zawodników można było przeciągać w czasie, to niektóre zobowiązania należało regulować w gotówce. Na przykład należności za ochronę meczów, czy wypłatę dla osób sprzątających stadion. I to na takie wydatki wypłacał gotówkę z firmowej kasy Tomasz Ż. Mało tego, gdy gotówki na klubowym koncie brakowało, bywało, że pożyczał (bezinteresownie) klubowi swoje prywatne pieniądze.
Kto mówi prawdę?
A co z luksusowym samochodem wymienionym w anonimowym zawiadomieniu? Zgadza się to, że Tomasz Ż. przez jakiś czas jeździł takim autem. Z ustaleń prokuratury wynika, że było to auto w jego leasingu, za który płacił i nie miało to nic wspólnego z defraudowaniem publicznych pieniędzy. Ż. był zatrudniony w klubie na pół etatu i za pół etatu pobierał wynagrodzenie. Do tego wypłacaną miał prowizję w wysokości 10 procent od kwot pozyskanych od sponsorów.
Jeszcze jeden bardzo ciekawy wątek wyłania się z akt sądowych. Otóż Tomasz Ż. przyznając się do zarzucanych nieprawidłowości konsekwentnie zeznawał, że wszystkie te decyzje były jednogłośnymi decyzjami podejmowanymi przez cały, trzyosobowy zarząd klubu. Tymczasem Tomasz Soter zeznawał, też konsekwentnie, że był przez Ż. oszukiwany i okłamywany, że Ż. podrabiał jego podpisy, że samowolnie podpisywał umowy. Trudno na tym etapie rozstrzygnąć, kto mówi prawdę. Faktem jest, że choć najwyraźniej obaj panowie już za sobą nie przepadają, to Tomasz Soter stanowczo odrzucił możliwość, by Tomasz Ż. zdefraudował klubowe pieniądze.
Ostatecznie w akcie oskarżenia przeciw Tomaszowi Ż. pojawiły się zarzuty dotyczące jedynie sfałszowania faktur. Proces przed Sądem Rejonowym w Pile trwa. Kolejna odsłona 4 grudnia. Być może ostatnia, bo Ż. wyraził chęć dobrowolnego poddania się karze.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz