Zapytaliśmy Adama Łabędzkiego o zachowanie Taia Woffindena po meczu w Lesznie. Nie przypadkowo zwróciliśmy się do Łabędzkiego. Były żużlowiec w przeszłości również zapisał na swoim koncie kilka występków poza sportowych, znajdował się w różnych sytuacjach. Starsi kibice na pewno pamiętają, jak popularny "Łabędź" położył się na torze i przerwał zawody w Gdańsku, albo jego wyczyny po ligowym meczu w Zielonej Górze i aferę z zębatką od motocykla, którą rzucił w trybuny.
[ZT]30708[/ZT]
- Ja trochę rozumiem Woffindena, nie żebym go bronił. Jego zachowanie tłumaczę, jako normalny odruch, reakcję na coś, co dzieje się w najbliższym otoczeniu. Ja chyba też ruszyłbym w stronę kibica, by spacyfikować ewentualne zagrożenie - uśmiecha się Adam Łabędzki.
- Te wszystkie regulaminy, które dzisiaj obowiązują, są nieżyciowe. Jest ich tak dużo, że głowa mała. Kto je wymyśla? Kibic przychodzi na mecz, żeby oglądać żużel, ściganie na wysokim poziomie, emocje, adrenalina. To jest ważne. My teraz przez tydzień a może i dłużej żyjemy tym, jaką karę dostanie Woffinden. To jest chore! Kiedyś takie sprawy, jak to niektórzy określają konflikty, załatwiało się polubownie. Spotkaliśmy się, każdy przyznał się do błędu, podaliśmy sobie rękę na zgodę i po sprawie. Teraz zbierają się komisje, wielkie orzeczenia, itp. Ja za zębatkę w Zielonej Górze przy dzisiejszym regulaminie, nie wyszedłbym z więzienia przez dwa lata. Panowie, wyluzujcie! - apeluje Łabędzki.
[ZT]30697[/ZT]
Łabędzki proponuje proste rozwiązanie sporu.
- Tajski niech zaprosi kibica na piwo, albo postawi mu flaszkę. Niech się spotkają. Przeproszą się i jeszcze będą kumplami. Ja bym tak zrobił - podpowiada były żużlowiec Unii Leszno i Sparty Wrocław.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz