Zamknij

FIM ma w nosie bezpieczeństwo żużlowców?

19:08, 04.05.2019 Aktualizacja: 19:36, 03.11.2021
Skomentuj

Od wielu lat stowarzyszenie Metanol oraz większość środowiska żużlowego porusza temat dmuchanych band i ich podnoszenia się podczas kontaktu z sunącym po torze, upadającym zawodnikiem. Wielu żużlowców kontakt z ogrodzeniem przypłaciło groźnymi kontuzjami. Czemu mają służyć zabezpieczenia wypełnione powietrzem, skoro nie zawsze są skuteczne?

Przy zdecydowanej większości upadków, "nurkujący" pod bandę zawodnik potrzebuje wsparcia osób funkcyjnych, aby wydostać się spod "dmuchawca". Jak się okazuje - Polski Związek Motorowy ma związane ręce i nie może zrobić nic w kwestii dmuchanych band. Wszystko przez przepisy Międzynarodowej Federacji Motocyklowej...

*** Przepisy Międzynarodowej Federacji Motocyklowej ***

O tym, z jak bardzo poważnym problemem mamy do czynienia, najdobitniej przekonał się w 2015 roku Jarosław Hampel. Popularny "Mały" podczas półfinału Drużynowego Pucharu Świata w Gnieźnie wjechał w Witalija Biełusowa, w wyniku czego stracił panowanie nad motocyklem i z całym impetem wpadł w drewnianą bandę... Dosłownie w drewnianą, gdyż "dmuchawiec" uniósł się po kontakcie z Hampelem i praktycznie w ogóle nie zamortyzował uderzenia. Ówczesny kapitan reprezentacji Polski doznał wieloodłamowego złamania kości udowej. Jego powrót na tor trwał półtora roku.

Dmuchane bandy chronią żużlowców w wyniku wypadku, pod warunkiem, że poszkodowany nie wślizgnie się pod nią i nie uderzy w ogrodzenie

FIM bardzo szczegółowo określa przepisy dotyczące band na torach żużlowych. Wszystkie muszą posiadać homologację. Tym samym nie pozostawia Polskiemu Związkowi Motorowemu praktycznie żadnej furtki do zwiększenia bezpieczeństwa na torach żużlowych.

Wspomniane wcześniej homologacje posiada na ten moment pięć firm. Żadna z nich nie proponuje swoim klientom swego rodzaju nowości na rynku i jakiegokolwiek zabezpieczenia przed unoszeniem się bandy podczas upadku. Niezależnie, na którą z firm zdecyduje się dany ośrodek żużlowy, dostanie podobną jakość i system działania. Niestety - nawet w przypadku pojawienia się innowacyjnego pomysłu na rynku stworzonego przez podmiot niezrzeszony z Międzynarodową Federacja Motocyklową, działacze klubowi mogą korzystać tylko z usług firm, których produkty są homologowane przez FIM. Jak najczęściej bywa w takich przypadkach, działacze kierują się najkorzystniejszą ceną zaoferowaną przez wskazane podmioty. Rynkowym liderem w kwestii produkcji band jest firma Tony`ego Briggs`a - wynalazcy dmuchanych band. - Zawodnicy cały czas wpadają pod dmuchane bandy. Myślałem, że ten temat jest załatwiony, bo w regulaminie wydaje mi się, że widnieje zapis o tym, iż kick board na dole ogrodzenia ma być podsypany i ma to w jakiś sposób zabezpieczać zawodników. Jeśli nie, to są osoby pokroju Leszka Demskiego, które powinny trzymać pieczę nad tym tematem - powiedział Krzysztof Cegielski. Oczywiście i Leszek Demski niewiele może zdziałać w tejże kwestii, a jedynie zasugerować decydentom racjonalne rozwiązania.

*** Gotowe projekty modernizacji band ***

Podobny los spotkał Brady`ego Kurtza. Musiały interweniować służby techniczne oraz sanitariusz

Na prośbę Krzysztofa Cegielskiego zostały opracowane gotowe projekty ogrodzeń toru. W projekt włączył się Tomasz Muszalski, inżynier bydgoskiego producenta pojazdów szynowych PESA.

Pierwszy projekt zakładał zainstalowanie poniżej linii toru specjalnych zaczepów, których zadaniem byłoby utrzymanie bandy w jednej płaszczyźnie, uniemożliwiając jej podniesienie. Z kolei drugi z pomysłów całkowicie eliminuje z użytku aktualnie stosowane "dmuchawce". Miałyby je zastąpić materace różnej grubości, znane z choćby takich dyscyplin sportowych, jak skok o tyczce. Dzięki temu rozwiązaniu nowe bandy lepiej absorbowałyby energię kinetyczną, pozostając w swojej płaszczyźnie.

Oba pomysły odbiły się szerokim echem w środowisku żużlowym i dotarły do władz PZM. Niestety, włodarze pozostawili je bez odzewu, nie informując nawet zainteresowanych, iż ich kompetencje są w tym zakresie ograniczone. Gdyby już w 2016 roku temat dotarł do Międzynarodowej Federacji Motocyklowej, niewykluczone, że już dziś jedno z zaproponowanych rozwiązań zostałoby wdrożone.

- To temat do ponownej weryfikacji. Od dawna o tym powtarzamy. Były jakieś pomysły przedstawiane, ale one nie są przyjmowane przez władze żużlowe. My możemy doradzać, proponować, ale decydenci są gdzie indziej - dodał oburzony Cegielski.

*** Liczne niebezpieczeństwa ***

Świetnym przykładem, obrazującym, z jaką zagwozdką się zmagamy, jest mecz pierwszej kolejki PGE Ekstraligi pomiędzy Fogo Unią Leszno a Betardem Spartą Wrocław. Najpierw - po incydencie w wyścigu trzecim niebezpiecznie pod dmuchaną bandą lądował Brady Kurtz. Dwa wyścigi później podobny los spotkał Gleba Czugunowa. Obaj mogą mówić o szczęściu, gdyż nic im się nie stało. Niemniej jednak potrzebowali pomocy osób funkcyjnych, aby wyjść z pułapki. Tak zdarza się w większości przypadków.

Zderzenie Jarosława Hampela z ogrodzeniem toru w Gnieźnie skończyło się złamaniem nogi w kilku miejscach. Leczenie i rehabilitacja trwały półtora roku.

 

*** Konkluzje ***

Nad badanym tematem należy się ponownie pochylić. Kwestią czasu jest, nim dojdzie do kolejnej poważnej kontuzji, tudzież (odpukać) tragedii. Środowisko żużlowe wiele razy pokazało, że potrafi się jednoczyć i tak powinno być i w tym przypadku, a głosy wspólnego dobra muszą dotrzeć do najwyższych władz - bezpośrednio do Międzynarodowej Federacji Motocyklowej. Oczywiście i Polski Związek Motorowy może dołożyć swoją cegiełkę i pomóc w kontaktowaniu się z FIM. Zawodnicy "nurkujący" pod bandy to nie jest błahostka, a takie sytuacje zdarzają się praktycznie w każdej ligowej kolejce...

Mateusz Wróblewski

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%