Zamknij

Na biało-niebieskim szlaku

19:13, 01.10.2019 Aktualizacja: 20:22, 24.05.2021
Skomentuj

Siedzimy przy stoliku w Ratuszowej w Lesznie, popijamy sobie kawę i gadamy o żużlu. Obaj jesteśmy lekko wczorajsi. Wczoraj w pierwszym finale play off Unia wygrała ze Spartą czterema punktami i były w meczu fajne emocje. Darek gnał swoim busem 600 kilometrów z Hamburga do Leszna i cieszył się, bo wylądował w domu tuż przed czwartym biegiem, więc całkiem nieźle. Mógł ze spokojem obejrzeć resztę meczu i poświętować sukces Unii. A teraz obaj siedzimy w Ratuszowej i ja ciągnę go za język, żeby opowiedział trochę o tym jak było. Może niejednemu trudno byłoby w to uwierzyć, ale ten roześmiany gość, o posturze sympatycznego misia, który siedzi naprzeciwko mnie, ma naprawdę wiele do opowiadania. I spora część tych opowieści to nie są historie dla grzecznych dzieci. Darek był w ekipie zagorzałych kibiców Unii Leszno, którzy krok w krok podążali za ukochaną drużyną, a przyjazd na wielu stadionach zwiastował kłopoty. Dzisiaj na takich jak oni mówi się kibole.

- E tam, od razu kibole - Darek macha ręką i uśmiecha się szeroko. - No jasne, że było w tym wszystkim sporo chuliganki, ale przecież nikt nie wyciągał jakichś noży czy nie woził ze sobą maczety, jak to się teraz zdarza. Nikt z nas nie chodził na siłownię, nikt się nie koksował ani nie trenował żadnego "emema". Nie byliśmy napakowanymi, łysymi gośćmi, tylko zwyczajnymi chłopakami. I te bijatyki też były zwyczajne: na pięści i ewentualnie kopniaki. I tylko czasami leciały kamienie.

Ulica Lipowa

- Pierwsze mecze oglądałem jako smarkacz jeszcze na starym leszczyńskim stadionie. Jak zbudowali "Smoka", to miałem osiem lat. Wychowywałem się obok stadionu. Jak tylko zaczynał się na stadionie jakiś trening, a wszystko było w okolicy słychać, wskakiwałem na rower i jechałem oglądać. Na treningach jeździli bez numerów, ale ja potrafiłem rozpoznać każdego z nich: po sylwetce, po skórze. Bezbłędnie. Takich jak ja było nas więcej - chłopaki z okolic Lipowej. Tak rodziła się nasza paczka, która potem jeździła na mecze. Ale mój pierwszy wyjazdowy mecz oglądałem nie z nimi, ale z ojcem. Miałem 13 lat i tata zabrał mnie na zakładową wycieczkę autobusem na zawody do Wrocławia. Prawdziwe wyjazdy zaczęły się kilka lat później.

- Pierwszy żużel w sezonie to było zawsze Kryterium Asów w Bydgoszczy. Odbywało się to tak. "Pilnik" miał babcię, babcia miała mieszkanie w pobliżu rynku. Już w piątek zbieraliśmy się tam całą ekipą. Była ekipa i coś tam do wypicia. Komórek wtedy nie było, zegarków też raczej nie nosiliśmy, więc Taśma miał za zadanie kontrolować czas. Chodził więc na rynek sprawdzać zegar na ratuszu. To było ważne, bo pociąg do Bydgoszczy odjeżdżał coś koło czwartej nad ranem i gdybyśmy go przegapili, to Taśma miałby przerąbane. Ale nigdy go nie przegapiliśmy.

Komórek wtedy nie było, zegarków też raczej nie nosiliśmy, więc "Taśma" miał za zadanie kontrolować czas. Chodził więc na Rynek sprawdzać zegar na ratuszu. To było ważne, bo pociąg do Bydgoszczy odjeżdżał coś koło czwartej nad ranem

Pociągi

- Była druga połowa lat 80. i nie tylko nie było komórek, ale też mało kto miał samochód. O busach to jeszcze nikt w Polsce nie słyszał, jeśli już to o żukach i nysach. Na mecze i nie tylko, jeździło się wtedy pociągami. Naturalnie bez biletów, na gapę, nieraz ze złotówką w kieszeni. Oczywiście przychodził konduktor. Czasem przymknął oko, czasem trzeba się było ukryć w toalecie, a czasami trzeba było przyjąć bilet kredytowy. Potem przychodziły do domu wezwania do zapłaty z Gniezna, tam było jakieś kolejowe biuro biletów.

Toruń

- Największa wojna była zawsze z Toruniem. Nie pytaj dlaczego, nie wiem. Po prostu tak było i już. To w Toruniu dostałem największy wpier... w życiu. Pamiętam, miesiąc przed moją osiemnastką był mecz w Toruniu, jeszcze na starym stadionie. Wtedy nie było takich oddzielonych płotami sektorów jak teraz. Rozdzielały nas oddziały ZOMO i nikt się z kibicami nie pieścił. Jak dowódca uznał, że mają wchodzić, to spuszczali przyłbice i wchodzili z pałami. Wtedy zaiskrzyło, coś brzydko zaczęliśmy śpiewać na Toruń, oni nam się odgrażali. Była nas spora gromada. Nagle wjechało sześciu zomowców, wyjęli mnie z sektora za ręce i nogi i zawieźli na komendę. Zajęli się mną solidnie i potem umieścili w milicyjnej izbie dziecka, bo nie miałem jeszcze 18 lat. Ojciec musiał po mnie przyjechać do Torunia. Jak mnie zobaczył to się przeżegnał. W papierach napisali, że przeskakiwałem przez płot i upadłem głową na kamień. Żeby było śmieszniej, ze dwa miesiące później był w Toruniu kolejny mecz, na który pojechałem. A tam na stadionie ta sama brygada ZOMO. Patrzą na mnie i się śmieją: co za mało jeszcze dostałeś? Ale już się mnie nie czepiali.

Lata 80. Sektor fanów Unii Leszno. "Pilnik" koszulka w paski) i obok "Patla"

- W Toruniu też przeżyłem największe chwile grozy. Przycisnęli nas raz pod stadionem tamtejsi kibice. Oni mieli taką samą ekipę jak nasza. Pamiętam, poszły wtedy w ruch kamenie, parę osób ucierpiało. Jak teraz tak to wszystko wspominam, to człowiek miał szczęście, że kończyło się wszystko na siniakach i kolegiach do spraw wykroczeń, a nie na wyrokach. Był czas, że kolegia miałem po dwa w tygodniu. Wyroku na szczęście żadnego. Ale tak jak mówiłem, biliśmy się z innymi kibicami, to były takie młodzieńcze bójki, nikt nikogo nie chciał zabijać.

To w Toruniu dostałem największy wpier... w życiu. Nagle wjechało sześciu zomowców i wyjęli mnie z sektora za ręce i nogi i zawieźli na komendę

Częstochowa

- Z Częstochową mieliśmy zgodę, można nawet powiedzieć, że się przyjaźniliśmy i wspieraliśmy. Często jeździliśmy tam całą paczką na dłużej. Rozbijało się namiot na polu namiotowym pod Jasną Górą i rządziliśmy z chłopakami z Włókniarza. Unia była wtedy w pierwszej lidze, Włókniarz w drugiej. Jeździliśmy z nimi na mecze wspierać ich. Pamiętam, był jakiś wyjazd do Świętochłowic, wcześniej nie mieliśmy pojęcia, że tam jest żużel. Do Ostrowa też z nimi jeździliśmy, a to były wyjazdy niebezpieczne. W Ostrowie po śmiertelnym wypadku Rifa Saitigierejewa nie mogli na nas patrzeć. Zawsze była jakaś awantura.

Przygotowani na wyjazdowy mecz

- Przyjaźń z Częstochową to już historia. Nie wiem, o co poszło, ale podobno młodzi się z tamtymi pokłócili i już się nie wspieramy. Podobnie jak z Zielony Górą. Wszyscy myślą, że z Zieloną zawsze była wojna, ale to nieprawda. Za naszych czasów mieliśmy nawet zgodę z nimi i sojusz przeciw Toruniowi i Stali Gorzów. Teraz mecze z Zieloną to znowu wielka wojna. Jakiś czas temu byłem na meczu w Lesznie z Zieloną, siedziałem koło parkingu i w pewnym momencie pokazał się Andrzej Huszcza. Zrobiłem sobie z nim zdjęcie, to mnie nasi zwyzywali od zielonogórskich k... Tak sobie pomyślałem: do kogo to krzyczycie? Niejeden z tych, co krzyczeli, nie był tyle razy na żużlu, ile ja mam na koncie wyjazdów. Gdyby tak zliczyć wszystkie, jak nic wyszłoby ze 120.

- Gdzie była najlepsza atmosfera na meczach? Moim zdaniem zawsze w Toruniu. Nie lubiliśmy się, ale kibiców mieli dobrych. Fajnie było też w Zielonej i w Gorzowie. W Gorzowie pamiętam taki mecz, który Unia wygrała walkowerem. Tak zbronowali tor, że można było chodzić po kolana w wodzie. W porównaniu z tamtym tor we Wrocławiu z pierwszego finału to był pikuś.

Legia Warszawa

- Wiem, że wielu się zastanawiało, skąd się wzięły dobre relacje Unii z Legią Warszawa. Ja chodziłem w Lesznie do podstawówki z Maciejem. Ojciec był pilotem, mama stewardesą, a chłopak mieszkał w Lesznie u babci. Po szkole wrócił do Warszawy. Jak potem dwa lata pracowałem w stolicy, to go odwiedzałem. Zabierał mnie na Legię i mnie wciągnęło. I stąd wzięły się wtedy te dobre relacje.

Wtedy było inaczej, bo...

- To były zupełnie inne czasy, kto tego nie przeżył, nie zrozumie.

Na przykład takie klubowe gadżety. Ja miałem jeden z dłuższych szalików w ekipie, wielu mi zazdrościło. A to dzięki babci, która mi go usztrykowała na drutach. Kiedyś nie było sklepów z koszulkami, kubkami, szalikami. Chciałeś mieć szalik, musiałeś znaleźć kogoś, kto potrafił robić na drutach. Flagi też trzeba było szyć sobie samemu albo trzeba było czekać na... jakieś święto kościelne. Jak to po co? W święta kościelne ludzie wywieszali flagi biało-niebieskie. Podwędziłeś cztery i już miałeś biało-niebieską szachownicę. Ale o sektorówkach i oprawach nikt wtedy nie myślał. Nie znaliśmy tego i nawet nie było możliwości, żeby coś takiego zorganizować. To były siermiężne czasy. I biedne czasy, ale jednocześnie z jakąś romantyką. Teraz bez dwóch stów w kieszeni, to na mecz wyjazdowy nie ma się co wybierać. A myśmy jeździli często bez grosza przy duszy i zawsze się coś wykombinowało.

Chciałeś mieć szalik, musiałeś znaleźć kogoś, kto potrafił robić na drutach. Flagi też trzeba było szyć sobie samemu albo trzeba było czekać na... jakieś święto kościelne

- I tak jakby ten żużel był wtedy bliżej kibica. Mało to razy wracaliśmy do Leszna z zawodów autobusem Unii z zawodnikami? Podeszło się, zagadało, jak tylko było miejsce, to nas zabierali. Na Romka Jankowskiego to zawsze mogliśmy liczyć. A jak nie było miejsca w autobusie, to jechaliśmy na pace z maszynami. Brudni od smarów, ale zawsze docieraliśmy do Leszna. Teraz to takie zawodowstwo się zrobiło, każdy zawodnik ma swojego busa. Ja to rozumiem, bo inaczej się nie da, ale kiedyś... było inaczej.

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

Jedno się nie zmieniło...

- Teraz i żużel jest inny i moje kibicowanie. Gdzieś tak w drugiej połowie lat 90. przestałem tyle jeździć. Dlaczego? Stary, życie. Po prostu życie. Człowiek wydoroślał. Trzeba było pracować, utrzymać dom, rodzinę. Jeżdżę busem za granicą. Dziesięć dni w trasie, cztery dni w domu, więc na wszystkich meczach być nie mogę, ale mam ze sobą w trasie tv w smartfonie, oglądam i kibicuję. Inaczej niż kiedyś i często na odległość, ale tak samo gorąco. Bo wiesz, czasy się zmieniły, ale jedno pozostaje niezmienne: moja miłość do żużla.

Wysłuchał

Arkadiusz Jakubowski

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%