Jak na kilku metrach kwadratowych zmieścić kilka motocykli, skrzynki z narzędziami, zapasowe koła, kaski, kewlary, reklamowe banery i jeszcze kilku zmęczonych ludzi?
- Wiesz, jak to zrobić? - pytam, a Jacek Świerz, który siedzi wygodnie na kanapie w swoim biurze we Włoszakowicach, zastawionym żużlowymi pamiątkami, zerka na Anię, swoją żonę i tylko się uśmiecha:
- No, wiem - odpowiada w końcu.
- A skąd? - dopytuję.
- Robię to już od 23 lat - mówi. - Można powiedzieć, że to dla mnie normalka i sposób na życie. Zajmuję się tym zawodowo. A właściwie zajmujemy się, bo to nasza firma rodzinna.
Tablica z napisem Tapsam niby stoi tuż przy głównej drodze we Włoszakowicach, tuż przy wjeździe do firmy, ale trudno ją zauważyć, nie rzuca się w oczy. Zupełnie jakby nikomu na tym nie zależało. Może coś w tym jest? Firma Jacka Świerza za bardzo reklamy nie potrzebuje, w środowisku każdy ją zna i wie, jak do niego trafić. Tapsam ma swoją renomę i stałych klientów. Głównie żużlowców, bo to im Tapsam przerabia dostawcze samochody na przytulne mieszkanka na kółkach połączone z garażem.
- Dla ilu zawodników adaptowałeś busy?
- Łatwiej byłoby spytać, dla ilu tego nie robiliśmy - znowu się uśmiecha i z półki zdejmuje zeszyt. - Ania kiedyś wpadła na pomysł, żeby zawodnicy, którzy skorzystali z naszych usług, wpisywali się do zeszytu. Jeden się skończył, teraz wypełniamy drugi. Zajrzyj i zobacz, kto tam jest. Myślę, że około 90 procent zawodników jeżdżących na żużlu na świecie skorzystało z naszych usług. A najfajniejsze jest to, że wracają do nas po kolejne auta, bo to znaczy, że są zadowoleni z naszej roboty. To miła świadomość.
Christian Hefenbrock ceni sobie wygodę w podróży fot. archiwum TAPSAM
W zasadzie należałoby powiedzieć, że firma Tapsam Jacka Świerza i jego żony świadczy usługi tapicerstwa samochodowego, ale to nie byłaby cała prawda. Zakres prac, jakie wykonuje się w tej włoszakowickiej firmie, jest znacznie znacznie szerszy. Ale do tego wrócimy za chwilę. Teraz pogadajmy o początkach, bo to też ciekawa historia, na dodatek z udziałem wujka i szwagra.
- Ukończyłem leszczyńskiego Koniora, więc z wyuczonego zawodu jestem mechanikiem - opowiada swoją historię Jacek Świerz. - Ale mam wujka, który był tapicerem i w każde wakacje sobie u niego dorabiałem, pomagając mu zwozić i naprawiać stare meble.
I to wujek nauczył go tapicerskiego fachu, który przydał się Jackowi na początku lat 90-tych, kiedy to kilka lat przepracował w Niemczech:
- Cztery lata pracowałem w olbrzymiej firmie, zajmującej się tworzeniem prototypów samochodów. Produkowaliśmy przeróżne elementy tłumiące drgania do aut dostawczych - wspomina. - Sufity, tapicerki na drzwi, obudowy na skrzynie biegów. Między innymi do pierwszego Mercedesa Vito i Sprintera, które wchodziły wówczas na rynek. Zainspirowało mnie to, więc gdy wróciłem do Leszna po tych czterech latach, postanowiłem założyć Tapicerstwo Samochodowe, czyli Tapsam. Wraz z wujkiem tworzyliśmy taki duet: on zajmował się tylko meblami, a ja tylko samochodami i nawzajem podsyłaliśmy sobie klientów. Mój pierwszy warsztat znajdował się przy ulicy Lechickiej w Lesznie, a po niedługim czasie przenieśliśmy się do Włoszakowic.
W tym samym miejscu w Lesznie, na Zatorzu, istniał i nadal istnieje warsztat należący do Henryka Brodali, znanego mechanika Unii Leszno, a prywatnie szwagra Jacka Świerza. To dzięki niemu Jacek poznawał wszystkich żużlowców Unii, na czele z Romanem Jankowskim.
[WIDEO]35[/WIDEO]
Samochodami przygotowanymi w Tapsam jeżdżą m. in.: Jason Doyle i Pzemysław Pawlicki. Były mistrz świata zaprezentował swój "salon" kibicom.
- I to właśnie on był moim pierwszym żużlowym klientem - wspomina Jacek Świerz. - Przyjechał takim niewielkim busikiem, to było chyba Isuzu Midi. Chciał, żeby oddzielić z tyłu ścianą część na motory.
Na początku lat 90-tych motocykle na zawody woziło się na doczepianych do samochodów przyczepkach. Motocykle w busie to była swego rodzaju transportowa rewolucja.
- Zbudowałem w busiku prostą ścianę oddzielającą, wstawiłem jeszcze do środka zwykłą, tylko trochę pomniejszoną kanapę, żeby dwie osoby mogły usiąść - opowiada Jacek Świerz. - W tamtych czasach przepisy bezpieczeństwa nie były tak zaostrzone, jak obecnie. Większą wagę niż do bezpieczeństwa przykładano do wygody i wyglądu, a przede wszystkim do tego, by podczas transportu motocykle nie mokły na deszczu.
Przerobiony bus Jankesa musiał się naprawdę spodobać, bo wieść o tym szybko się rozniosła i do 1998 roku Jacek Świerz przerobił w podobny sposób auta chyba wszystkich Byków, wśród klientów był: i Krzysztof Kasprzak, i Piotr Pawlicki, i Adam Skórnicki. W ogóle 1998 rok był dla młodego przedsiębiorcy przełomowy. W polskiej lidze żużlowej pojawiły się możliwości dokonywania oficjalnych transferów między klubami. Rok później ruszyła karuzela transferów międzynarodowych. A to szybko nakręcało koniunkturę właścicielowi świeżo upieczonej firmy tapicerskiej.
Żużlowcy swoje samochody mają wyposażone w mikrofalówkę, kuchenkę, lodówkę, telewizor, konsole do gier i prysznic. Niektórzy zawodnicy zgłaszają nowe pomysły
- To proste - mówi. - Wraz z transferami pojawiła się konieczność odbywania długich podróży, podczas których trzeba było przewieźć siebie, team oraz sprzęt. Długie podróże to długie godziny spędzane w samochodzie. Chodziło o to, by ten czas spędzić wygodnie i odpocząć. Po prostu żeby trochę pomieszkać w drodze. I my im to zapewniliśmy.
Do warsztatu Jacka Świerza zaczęli zaglądać zawodnicy z całego kraju. Odezwał się Tomasz Gollob z Bydgoszczy, Krzysztof Pecyna z Piły.
- Naszym pierwszym zagranicznym klientem był sam Tony Rickardsson - mówi z dumą Ania Świerz.- Pamiętasz?
- Pamiętam, jak przyjechał - Jacek Świerz znów się uśmiecha pod nosem. - Był zarośnięty jak Rumcajs. Trudno go było rozpoznać.
Wraz z nowymi zleceniami pojawiły się też nowe wymagania. Pan Świerz mógłby o tym opowiadać godzinami.
- Kiedyś szczytem marzeń było miejsce do spania w samochodzie. Jak robiłem pierwszy samochód Tomkowi Gollobowi, hitem była szafka z okleinowanej płyty meblowej z uchylanym blatem, którą umieściłem za fotelem kierowcy. Potem to wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie, w zasadzie w każdym kolejnym samochodzie wprowadzaliśmy jakieś unowocześnienia.
Wnętrze samochodu należącego do byłego mistrza świata Jasona Doyle`a Fot. archiwum TAPSAM
To była trochę taka nauka na własnych błędach i spełnianie rosnących oczekiwań i potrzeb klientów. Dość szybko pojawił się pomysł, by ściana odgradzająca część garażową, w której stały motocykle, od części dla podróżujących nie była prosta, ale złamana, tak by pojawiło się miejsce na dodatkowe bagaże. Najpierw "łamali" ją na 50 cm, potem na 80 cm, bo w ten sposób zrobiło się fajne miejsce do spania dla jednej osoby. A kiedy to "łamanie" jeszcze powiększyli, to spać mogły i dwie osoby. Ale...
- Ale któregoś razu jeden z żużlowców opowiedział mi, jak to spał w swoim samochodzie i obudził się spadając na podłogę - mówi Jacek Świerz. - To było niebezpieczne, więc zaczęliśmy myśleć, jak zrobić, by miejsca do spania nie były ulokowane w poprzek, ale wzdłuż auta. I w końcu wymyśliliśmy. Nie tylko to, ale też wiele innych rozwiązań. Bardzo sobie cenimy, gdy klient po jakimś czasie mówi, co mu się podoba, a co jego zdaniem można by było zmienić. To daje nam inspirację i kopa do działania i rozwoju.
Tak na przykład w busach z Włoszakowic pojawił się... prysznic, bo taką potrzebę zaczęli zgłaszać żużlowcy oraz crossowcy. Więc w Tapsam zaczęli kombinować, jak taki prysznic wcisnąć do busa, który przecież nie jest z gumy. Kabina prysznicowa 70 cm na 70 cm w środku zajmowała zbyt dużo miejsca, w samochodzie montowali więc tylko gniazdo prysznicowe, a prysznic brało się na zewnątrz, gdzie do rozłożenia kabiny z wodoodpornego materiału wykorzystywano tylne drzwi. Idealne rozwiązanie latem, ale jesienią, gdy na dworze znacznie chłodniej, już nie. Pozostawało więc jednak zmieścić prysznic w środku. Ktoś mówił, że prysznic zagraci całe wnętrze. Nie zagraci, bo to prysznic... składany. Przed rozłożeniem zajmuje miejsca tyle co nic, po rozłożeniu zapewnia komfort wygodnej kąpieli. Można? Można! Jak na to wpadli? A to już jest ich słodka tajemnica i autorskie rozwiązanie.
Auta po adaptacji w Tapsam to właściwie jeżdżące mieszkanka wyposażone w sprzęty, o jakich tylko można sobie zamarzyć. Lodówka, telewizor, umywalka, mikrofalówka, ekspres do kawy, rozkładane fotele-łóżka, materace, ba, panele fotowoltaiczne to już normalka.
- Samochody się nie powiększyły, są wciąż takie same, nie zmieniły się też proporcje: część bagażowo-warsztatowa zajmuje 40 proc. powierzchni, a mieszkalna 60 proc. Ale dzięki postępowi technologicznemu i miniaturyzacji sprzętów w dość ciasnej przestrzeni auta możemy pomieścić znacznie więcej sprzętów niż kiedyś - mówi Marcin Świerz, syn Jacka i jego prawa ręka, który pracuje na co dzień w firmie i kontroluje każdy zrobiony samochód. - Spełniamy niemal każde wymaganie. Klient przywozi do nas gołego blaszaka, potem siadamy z nim, robimy najważniejszą dla nas specyfikację, pytamy, czego potrzebuje, sami podpowiadamy, co się może przydać, a co jest zbyteczne w zabudowie. Razem dobieramy całe wyposażenie, kolory oraz wzory wykładzin i obić. Od początku założyliśmy sobie cel, że obsługujemy klienta kompleksowo, że nie jesteśmy tylko tapicerstwem samochodowym, ale tworzymy produkt całościowy, wyposażamy we wszystko, co się tylko zamarzy, pod warunkiem, że nie będzie to zbyt ciężkie.
Waga jest właściwie jedynym ograniczeniem w tej robocie. Dostawczy blaszak opuszczając fabrykę waży około 2,5 tony. Z całym wyposażeniem, ładunkiem i podróżującymi ludźmi nie może ważyć więcej niż 3,5 tony. To dlatego w działalności Tapsam liczy się... każdy kilogram. W tej branży trzeba, jak to sami mówią, "robić na lekko", ale wytrzymale i każdy ma na to swoje patenty. To dlatego nie pozwalają robić zdjęć w warsztacie i podczas wykonywania prac - konkurencja nie śpi.
Nietypowe życzenia klientów? Owszem, zdarzają się. Andreas Jonsson zażyczył sobie fotela z pełną funkcją masażu. I go dostał. Z kolei Todd Wiltshire chciał mieć wnętrze całe w czarnym kolorze. Wyglądało mrocznie, ale on był zadowolony. Kiedyś kolor ten był niezwykle rzadko spotykany w samochodach, dopiero od niedawna czarny dominuje w prawie każdym samochodzie i uważany jest za kolor standardowy. Najbardziej nietypowe zamówienie nie pochodziło jednak od żużlowca.
Najbardziej zapracowani zawodnicy w sezonie pokonują kilkanaście tysięcy kilometrów. Rekordziści potrafią przejechać 80 - 100 tysięcy km. Przemieszczają się na mecze ligowe w Szwecji, Danii, Anglii, Czechach, Niemczech i Polsce oraz na zawody Grand Prix, SEC i inne. Przewożą silniki do serwisu, odbierają części i udają się na treningi
- Naszą grupą docelową nie są tylko żużlowcy, choć to oni stanowią większą część klienteli. Stawiamy na osoby żyjące w trasie, osoby potrzebujące podróżować wygodnie, które w samochodzie chcą czuć się jak w domu. Większość sportowców tak właśnie żyje. Motocross, kolarstwo i wiele innych, nawet rzadko spotykanych sportów to dla nas codzienność. Pojawiają się też różne prywatne pomysły- tłumaczy Agata Świerz, córka Jacka i Ani. Doradza rodzicom w sprawach marketingu i wizerunku. Bardzo interesuje się brandingiem i marketingiem sportowym - o firmie taty i jej wizerunku wśród żużlowców pisała pracę licencjacką. - Jeden z naszych szwedzkich klientów zażyczył sobie mobilnego studia tatuażu. Początkowo nie mieliśmy pojęcia, jak się za to zabrać, ale do sprawy podeszliśmy bardzo poważnie. Samochód przytowaliśmy zgodnie z życzeniem, a jego właściciel do teraz z uśmiechem na twarzy podróżuje i tatuuje swoich klientów.
Samochody adaptowane we Włoszakowicach można spotkać w najdalszych zakątkach świata. W grudniu z Polski wypłynął do Nowej Zelandii zamówiony przez serwis Mercedes Sprinter, który będzie obsługiwał zawody motocrossowe.
- Sporo samochodów robimy na rynek szwedzki, otworzył się dla nas rynek angielski i otwiera fiński - mówi Jacek Świerz. - Zleceń nie brakuje, ale największą frajdę sprawiają nam samochody dla żużlowców. Pewnie dlatego, że jesteśmy zagorzałymi kibicami żużla, szczególnie Ania. Uwielbiamy ten sport, więc cieszymy się z każdego żużlowego zlecenia. Mamy możliwość poznania żużlowców osobiście, dziękują nam za dobrze wykonaną pracę. W każde auto wkładamy serducho. Niedawno wykonaliśmy samochód dla Emila Sajfudinowa, byliśmy szczególnie dumni, oddając gotowe auto naszemu Leszczyńskiemu Bykowi. Arkadiusz Jakubowski
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz