Zamknij

Ten, który pokonał rekiny

09:04, 26.01.2020 Aktualizacja: 20:22, 24.05.2021
Skomentuj

W 1940 roku, podczas bitwy o Anglię, pojawiła się potrzeba nagrodzenia osób, które były zaangażowane w walkę. Król Jerzy VI, ojciec obecnej władczyni, ustanowił wtedy dwa odznaczenia - krzyż oraz medal swojego imienia. Ten drugi otrzymał człowiek, który jako pierwszy w dziejach okazał się najlepszym zawodnikiem w historii światowego żużla

Nieco ponad 110 lat temu w jednej z dzielnic Sydney na świat przyszedł Lionel Maurice van Praag. Chłopak był jedynym dzieckiem swoich żydowskich rodziców - ojca Louisa, który pracował jako konduktor tramwaju oraz Mozelle May. Kobieta indyjskiego pochodzenia doczekała  się  niezwykle utalentowanego manualnie i wszechstronnego syna. Młody Lionel najpierw ukończył dwie techniczne szkoły, a później rozpoczął pracę przy naprawie maszyn do pisania.

Chłopak, który zaczął ścigać się po raz pierwszy w wieku 15 lat, swoje debiutanckie kroki stawiał na obiekcie znajdującym się w Maroubrze. Ten znany był przede wszystkim z wyścigów samochodowych. To właśnie tam, w 1925 roku otwarto specjalny tor, który zyskał miano zabójczego. Jest on opisywany jako betonowa misa, o długości jednej mili, która była na tyle stroma, że nie dało się po niej normalnie zejść w dół.

Ogromny problem stanowiły skupiska węży, które w słoneczne dni pojawiały się na torze i niekiedy, odbite od kół samochód i motorów, wpadały wprost na zawodników

Ogromny problem podczas rywalizacji stanowiły także skupiska węży, które w słoneczne dni pojawiały się na torze i niekiedy, odbite od kół samochód i motorów, wpadały  wprost  na  zawodników.  Obiekt  został  zamknięty po kilku latach, gdy podczas czarnej serii w przeciągu niespełna dwóch sezonów aż pięciu kierowców straciło na nim życie.

Niepokonany

Lionel na żużlu profesjonalnie zaczął ścigać się w 1926 roku, kilka miesięcy po tym, jak w jego rodzinnym mieście otwarto stadion Sydney Royal. Już podczas pierwszego sezonu, który przejeździł w Brisbane, prezentował się świetnie. Najlepiej miał radzić sobie na torze Wenworth Park, na którym okazał się niepokonany. Jego świetna jazda oraz techniczne umiejętności  przygotowania maszyn zostały dość szybko dostrzeżone przez promotorów sportowych, którzy chcieli ściągnąć młokosa do Wielkiej Brytanii. Australijczyk długo jednak wzbraniał się przed podjęciem takiego kroku.

Na podróż za ocean zdecydował się więc dopiero w 1931 roku. W tym samym czasie miał również rozpocząć naukę latania samolotem. Jeszcze nie wiedział, że żużel i latanie odegrają niezwykle znaczącą rolę w jego życiu. Decyzja o startach w Wielkiej Brytanii okazała się dla Australijczyka prawdziwym strzałem w dziesiątkę. Zawodnik dołączył do ekipy Wembley Lions, której niemal od razu został liderem. Lwy spisywały się świetnie i dwukrotnie z rzędu zwyciężyły w Southern League Champions. Rok później najlepsze okazały się również w nowej, najważniejszej klasie rozgrywkowej, czyli National League. Żużlowa gwiazda Australijczyka, który w drużynie startował do 1939 roku, najjaśniej rozbłysła w 1936 roku.

Nieoficjalni mistrzowie

Nim przypomnimy jednak wielki sukces opisywanego bohatera, warto pochylić się nad historią samych żużlowych Indywidualnych Mistrzostw Świata. Te po raz pierwszy oficjalnie odbyły się w 1936 roku, jednak już wcześniej najlepsi zmagali się w walce o światowy prym. Zyskujący popularność kibiców żużel, debiutujący na Wyspach sport, miał wielu zwolenników, również wśród dziennikarzy. Ci zdecydowali się zorganizować specjalne, indywidualne mistrzostwa. W 1929 roku odbyła się pierwsza edycja rozgrywek nazwanych "Stars Riders Championship", którą przygotowała londyńska gazeta wieczorna "The Stars". Co ciekawe, pierwsza edycja została podzielona na dwa osobne turnieje. W jednym startować mogli tylko Brytyjczycy, a w drugim przedstawiciele pozostałych nacji. Decyzję argumentowano tym, że Australijczycy i Amerykanie mogą okazać się zbyt silnymi rywalami dla raczkujących w tym sporcie gospodarzy. Na Wembley przed 90-laty najlepsi okazali

się Australijczyk Frank Arthur oraz Brytyjczyk Roger Frogley. Już rok później zdecydowano o utworzeniu jednego turnieju, w którym startowali przedstawiciele wszystkich krajów. Szybko okazało się również, że obawy gospodarzy, mówiących o słabości swoich jeźdźców okazały się bujdą. Już w 1932 roku najlepszy okazał się bowiem Brytyjczyk Eric Langton, który sporą rolę odegrał tak że w biografii Lionela van Praaga.

Matematyczna rozgrywka

Wreszcie w 1936 roku, pod egidą FIM-u, zorganizowano pierwsze oficjalne mistrzostwa, o miejsce w finale których walczyli przedstawiciele aż 11 nacji. W tym wielu egzotycznych. Sporo kontrowersji wzbudził system rozgrywania zawodów. Choć finałowa walka trwała jeden dzień, to formuła rozgrywek nie przypominała późniejszych jednodniowych zawodów.  Zdecydowano bowiem, iż zawodnicy do finału przystąpią, mając na koncie punkty zdobyte w rundach eliminacyjnych. Zgromadzone w nich oczka sumowano, następnie ustalano, jaki procent możliwej zdobyczy stanowią, dzielono je przez siedem i zaokrąglano do pełnej liczby. Dzisiejszy żużel ma znacznie znacznie czytelniejsze systemy. Ówczesny system spowodował, że 10 września korony nie zdobył niepokonany na Wembley Australijczyk Bluey Wilkinson, który na podium stanął z brązowym medalem. Do walki o złoto w biegu dodatkowym, na oczach 74-tysięcznej publiczności, przystąpili natomiast van Praag oraz wspominany już Anglik Eric Langton.

Pierwsze podejście do wyścigu okazało się zgubne dla reprezentanta gospodarzy, który dotknął taśmy. Zawodnik, zgodnie z przepisami powinien zostać wykluczony. Tak pewnie by się stało, gdy by nie Australijczyk, który uznał, że nie chce wygrać przy "zielonym stoliku".

Lionel zażądał powtórki startu. Decydującą gonitwę rozpoczęto więc po raz drugi. Wydawało się, że van Praag do końca życia będzie żałował swojej decyzji. Od początku biegu został bowiem za plecami uciekającego rywala. Gdy zdawało się, że pozostanie mu jedynie triumf w kategorii Fair Play, na ostatniej prostej minął przeciwnika! Został mistrzem świata i  napisał piękną kartę w historii czarnego sportu. Żużel miał swoją legendę.

W 1936 roku, pod egidą FIM-u, zorganizowano pierwsze oficjalne mistrzostwa, o miejsce w finale których walczyli przedstawiciele aż 11 nacji. W tym wielu egzotycznych

Palący aktor

Gdyby losy pierwszego finału żużla w dziejach zakończyć w tym miejscu, to Lionel van Praag byłby absolutnym i podwójnie pozytywnym bohaterem. Na przebieg wydarzeń rzuca się jednak pewien cień. Legenda głosi, że jeszcze przed finałowym biegiem Langton miał złożyć rywalowi propozycję, którą ten przyjął. Panowie mieli ustalić, iż nie będą walczyć ze sobą na dystansie, a złoto trafi w ręce tego, który będzie na prowadzeniu po pokonaniu pierwszego łuku. Australijczyk, podobno miał uznać, że z uwagi na dotknięcie taśmy przez rywala ich umowa przestała obowiązywać. Jak wspominał Arkadiusz Adamczyk, van Praag nigdy nie potwierdził prawdziwości tej historii, a Langton również miał milczeć. Choć według różnych przekazów miał być śmiertelnie obrażony, to podobno suma 50 funtów spowodowała, że nigdy oficjalnie nie potwierdził pogłosek. Dziś kwota nie robi zawrotnego wrażenia, to w tamtym okresie był to spory zastrzyk gotówki, a mistrzów nagradzano naprawdę sowicie. Jak pisze Tomasz Lorek, mistrz świata otrzymywał sumę 500 funtów, która po latach, w 2016 roku stanowiłaby równowartość 83 tysięcy funtów.

Zapewne zdecydowanie więcej Australijczyk mógł by zarobić, gdyby został aktorem, do czego miał podobno spore predyspozycje. Trzy lata przed wywalczeniem złota wystąpił w filmie "Money for Speed" który był sportowym dramatem. Na planie miał okazję pracować nawet obok późniejszej wielkiej gwiazdy Hollywood Idy Lupino. Z uwagi na dobre warunki fizyczne, 175 centymetrów wzrostu, kręcone włosy, zauważalną siłę fizyczną i powodzenie u kobiet, mężczyźnie wróżono sporą karierę. Van Praag nie zamierzał jednak pójść w tym kierunku, wolał żużel. Bohater żużlowych torów, przez australijskich biografów, opisywany jest jako dość porywczy, o nieco wybuchowym charakterze, nałogowy palacz, który unikał alkoholu. Spore powodzenie u płci pięknej sprawiło również, że w swoim życiu był dwukrotnie żonaty. Po raz pierwszy wziął ślub w 1929 roku, a jego wybranką była maszynistka Elizabeth Margaret Pearl Cosgrove, z którą rozstał się osiem lat później. Jako druga jego serce skradła natomiast krawcowa Gwendoline Iris Hipkin.

Choć według różnych przekazów miał być śmiertelnie obrażony, to podobno suma 50 funtów spowodowała, że nigdy oficjalnie nie potwierdził pogłosek. W tamtym okresie był to spory zastrzyk gotówki

W kamasze

Po wywalczeniu pierwszego złota Australijczyk jeszcze dwukrotnie stawał do walki o medale. Najbliżej wejścia na podium znalazł się w 1938 roku, kiedy to wywalczył czwartą lokatę. Mistrzem został wtedy ten, który już dwa lata wcześniej podczas decydujących zawodów był niepokonany, czyli jego rodak Bluey Wilkinson. Tak że rok później panowie mieli walczyć o miano najlepszego. Liczono, że na Wembley 7 września 1939 roku padnie rekord frekwencji, a niezwykle silna stawka zapewni widzom niezapomniane emocje. Niestety, ostatecznie tego dnia na Wembley nie stoczono sportowej walki. Wybuch największego militarnego konfliktu w dziejach oraz wypowiedzenie przez Wielką Brytanię wojny III Rzeszy, spowodowały ich odwołanie. Żużel zszedł na drugi plan.

Jako pilot wojskowy Australijczyk w 1941 roku zaciągnął się do Royal Australian Air Force. Rok później przeżył najtragiczniejsze wydarzenia w swoim życiu. 26 stycznia samolot, który pilotował wraz z porucznikiem Noelem Websterem został zestrzelony przez Japończyków. Ranni mężczyźni w wodzie u wybrzeży Indonezji spędzili około 30 godzin. Atakowały ich rekiny. Cała załoga z katastrofy wyszła cało, a dzielni piloci za swoją odwagę, poświęcenie i koleżeńską postawę otrzymali Medal Króla Jerzego.

Przedwojenny żużel to zupełnie inny styl ścigania niż dzisiejszy

John Balfe, który również brał udział w walkach, w swojej książce "...And Far From Home" nazwie van Praaga "prawdziwym Australijczykiem", czyli takim, który jest zarazem niezwykle bezpośredni, ale i dość powściągliwy, a przyjaciół dobiera w bardzo przemyślany sposób. Żużlowy mistrz to także człowiek niezłomny, którego nic nie potrafiło złamać - już tydzień po wyjściu ze szpitala, po pamiętnej katastrofie, miał ponownie pracować przy maszynach.

Tragedia syna

Po wojnie van Praag wrócił na żużel, do ścigania i ponownie startował na Wyspach Brytyjskich. W 1947 roku spędził sezon w barwach drużyny New Cross. Rywalizował także w Indywidualnych Mistrzostwach Australii. Mimo że aż pięciokrotnie wchodził na podium tych zawodów, nigdy nie okazał się najlepszy. Na początku lat 50. spróbował także swoich sił w wyścigach łodzi. Ostatecznie rozstał się z zawodowym sportem i został pilotem komercyjnych linii lotniczych. Przez rok pracował nawet w Pakistanie. Dodatkowo zajął się także transportem motocykli między Australią a Europą. W 1961 roku przeżył natomiast kolejną katastrofę lotniczą, tym razem związaną z wybuchem silnika. Wyszedł z niej bez szwanku.

W ślady utytułowanego ojca postanowił iść jego syn - Barry van Praag. Dla niego żużel nie okazał się jednak łaskawy i jego przygoda ze speedwayem skończyła się tragicznie - po wypadku został przykuty do wózka inwalidzkiego. Jego ojciec natomiast jesień życia spędził na wyspie Temple. Umarł w 1987 roku, jako prawie 80-letni mężczyzna, na rozedmę płuc. Mimo upływu lat Australijczycy nie zapominają jednak o swoim bohaterze. W 1990 roku Lionel van Praag został wpisany do prestiżowej Sport Australia Hall of Fame, a dziesięć lat później władze nadały jego imię jednemu z placów.

Aleksandra Konieczna

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%