Zamknij

Upadłe Anioły

12:00, 04.09.2019 Aktualizacja: 11:07, 05.02.2022
Skomentuj

Czarny sport w Toruniu znalazł się na ostrym zakręcie i nie wiadomo, kiedy z niego wyjedzie. Drużyna KS Toruń pierwszy raz w historii spadła z ekstraligi. - Wstydzę się bardziej niż zawodnicy - mówi o wynikach Aniołów ich menedżer Adam Krużyński.

Po 44 latach drużyna z grodu Kopernika opuszcza szeregi najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Get Well w tym sezonie zdobył tylko 3 punkty, chociaż zimą nikt torunian nie skazywał na degradację. W drużynie znalazło się miejsce dla dwóch byłych mistrzów świata (Ch. Holder, J.Doyle), byłego reprezentanta Polski (R.Holta) i wielokrotnego mistrza Danii (N.K.Iversen). Zespół na papierze wyglądał dobrze. Władze klubu i sponsorzy mieli nadzieję, że powalczy o play off.

Toruński klub cztery razy świętował zdobycie mistrzostwa Polski - w 1986, 1990, 2001 i 2008 roku. W swoim dorobku posiada 18 medali DMP: 4 złote, 7 srebrnych, 7 brązowych. W tym sezonie po 44 latach startów żegna się z najwyższą klasa rozgrywkową

Klapki na oczach

Od początku sezonu zgrzytało w zespole i nie było osoby w parku maszyn, która potrafiłaby poukładać klocki. Z każdą następną porażką gęstniała atmosfera, wybuchały konflikty i wzajemne pretensje. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Zawodnicy zaczęli dbać o własne interesy. Nie liczyło się dobro drużyny. Z drugiej strony, większość żużlowców zawodziła i przy tym szukała taniego usprawiedliwienia. Jedynie Jason Doyle mógł spojrzeć w oczy prezesowi klubu, gdyż jako jedyny prezentował zadowalający poziom sportowy. Ale i jemu zdarzały się wpadki.

Jako pierwszy stracił posadę menedżer Jacek Frątczak. W kryzysowej sytuacji stanął za sterem Adam Krużyński, ale zmiana nie pomogła. Nawet sprowadzenie Marka Lemona i jego doświadczenie w kierowaniu drużyną również poszło w piach. Okazało się, że Anioły potrzebują reanimacji, a nie tylko kosmetyki i małych przesunięć w zespole. Dlatego władze klubu mówią o kadrowej rewolucji. Zdaniem właściciela drużyny, senatora Przemysława Termińskiego, to jedyna droga prowadząca do normalności. Do zaprowadzenia porządku, stworzenia dobrej atmosfery i co najważniejsze - dobrych wyników sportowych.

- To nie jest problem jednego sezonu. Mam wrażenie, że w kłopoty w toruńskim zespole kłębiły się od dawna. Dużo wcześniej niż kończący się sezon. Spadek do I ligi jest jakby konsekwencją podejmowania różnych decyzji, często nieracjonalnych - mówi o sytuacji w toruńskim klubie Krzysztof Cegielski, prezes Stowarzyszenia Metanol i telewizyjny ekspert żużlowy.

Wrzód rósł

Cegielski zwraca uwagę m.in. na decyzje transferowe. Klub niepotrzebnie pożegnał się z Emilem Sajfutdinowem czy Martinem Vaculikiem. Zrezygnował z usług wychowanków - Adriana Miedzińskiego i Pawła Przedpełskiego. Sprowadzał zawodników, którzy wcale nie byli lepsi. Przykład pierwszy z brzegu: transfer Norberta Kościucha. Wcześniej nie udźwignęli presji oczekiwań, nie udźwignęli m.in. Kacper Gomólski, Grzegorz Walasek, Artur Mroczka.

Jason Doyle (niebieski kask) i Niels Kristian Iversen (czerwony) pożegnają się z toruńskim klubem

Wielkim szacunkiem władz klubu cieszył się Chris Holder. Australijczyk startuje w toruńskiej drużynie od 2008 roku. Wypracował sobie silną pozycję, ale ostatnie sezony miał nieudane. Zawalił niejeden mecz i często obrywało się innym. Znajdował różne tłumaczenie niepowodzeń. Zwykle widział je we własnym otoczeniu. Tylko nie dostrzegał swoich braków. Zdaniem ekspertów, w ostatnich latach miał na bakier z przygotowaniem motocykli. Prezesi mu jednak bezgranicznie ufali.

Dobrze zorganizowany i wypłacalny klub powinien świecić przykładem. Wydawałoby się, że w grodzie Kopernika mają wszystko. Owszem, brakowało tylko wyników sportowych. Drużyna już rok temu balansowała na krawędzi degradacji. Tegoroczny kryzys sięgnął dna. Trudno się dziwić, skoro Rune Holta był cieniem zawodnika, który wcześniej w barwach częstochowskiego Włókniarza potrafił w pojedynkę stworzyć widowisko. "Puk" Iversen chwilami był zupełnie zagubiony. Zrobił dwa kroki wstecz, porównując jego wyniki, gdy jeździł w Stali Gorzów. Ale prawdziwą katastrofę zaprezentowali na torze juniorzy.

Gdzie szkoła talentów?

W Toruniu nikogo nie nauczyły błędy z przeszłości. Apator przez lata mógł szczycić się praca z młodzieżą i własnymi wychowankami. Jacek Krzyżaniak, Waldemar Walczak, Tomasz Świątkiewicz, Mirosław Kowalik, Piotr Baron, Robert Sawina, Tomasz Bajerski zapisali się w historii polskiego żużla. Początek końca słynnej toruńskiej szkoły juniorów nastąpił po 2013 roku. Przed sezonem 2014 sprowadzono młodzieżowców z zewnątrz. Szansę dostali Oskar Fajfer i Oskar Ajtner-Gollob. Transfery zamknęły drogę wychowankom. Dawid Krzyżanowski w ciągu trzech ligowych sezonów tylko 17 razy wyjechał na tor. Marcin Kościelski i Marcin Turowski również mogli więcej osiągnąć.

Inna sprawa, że presja wyniku była duża i nie wszyscy potrafili sobie z nią poradzić. Dodatkowo podgrzewał ją właściciel klubu, który wpisami na Facebooku czy Twitterze potrafił wywołać burzę i dyskusję. Po jednej z akcji zagotował się Martin Vaculik. Długo nie trwało i Słowak przy pierwszej okazji zwinął manatki. A mógł być jednym z liderów drużyny, co później potwierdził swoją postawą na torze w barwach Stali Gorzów i Falubazu Zielona Góra.

Get Well Toruń wygrał w tym sezonie tylko jeden mecz - ze Stalą Gorzów 49:40. Anioły kończą ligę z dorobkiem 3 pkt, gdyż w meczu ze "Stalówką", dodatkowo sięgnęli po punkt bonusowy

Gotowało się nie tylko w parku maszyn, ale również na trybunach Motoareny. Kibice nieraz "dziękowali" w niewybredny sposób zawodnikom czy sternikom klubu. Na słowach się nie kończyło. Dochodziło do szarpania zawodników. W kierunku żużlowców leciały plastikowe kubki. Tak nie przystoi, więc część toruńskich kibiców odcina się od zachowania chuliganów.

Adam Krużyński oraz państwo Ilona i Przemysław Termińscy musieli przełknąć gorycz porażki

Czas odbudowy

Jeśli Termińscy, Krużyński i odpowiedzialni za klub dotrzymają słowa, to Anioły po roku startów w I lidze powinny zameldować się w elicie.

- To nie będzie łatwe zadanie - przestrzega Tomasz Gollob, który jeździł w toruńskim klubie w latach 2013‒2014. - Potrzebni są zawodnicy, którzy zrobią wszystko, by zespół wrócił na swoje miejsce. Tacy, którzy postawią na jedną kartę. Dzisiaj nie wiem, czy wychowankowie chcieliby wrócić do macierzystego klubu.

Wieko trumny zamknęło się podczas meczu w Lesznie. Anioły w konfrontacji z mistrzem Polski nawet przez chwilę nie byli w stanie udawać, że wierzą w dobry wynik swojego zespołu. Popełniali błędy na torze, zajeżdżali sobie i kłócili się. Doyle miał pretensje do Kościucha. Iversen wściekał się na decyzje Krużyńskiego, gdy nie został wystawiony w biegach nominowanych. Szansę dostał Jack Holder, który miał mniej punktów od Iversena. Dla torunian to jednak nie nowość. Cały sezon wyglądał podobnie. Brak zrozumienia i synergii doprowadził ich do upadku.

Anioły zakończyły tegoroczny sezon ligową katastrofą

Postawę Get Well najlepiej podsumował jego menedżer A. Krużyński.

- Wstydzę się bardziej niż zawodnicy. Nawet w najgorszych snach nie przypuszczaliśmy, że będzie aż tak źle. To faktycznie najlepsze podsumowanie naszego fatalnego sezonu. Tak czarnych dni w historii toruńskiego żużla sobie nie przypominam. Wstydzę się za to, co zaprezentowaliśmy w całym sezonie. Ten mecz (Fogo Unia - Get Well - przyp.red.) to nie jest jednorazowa wpadka. Nie mam słów, aby podsumować nasz występ. Przepraszam kibiców z Torunia, ale sam jestem zażenowany stylem, w jakim żegnamy się z PGE Ekstraligą. Zasłużyliśmy na ten spadek i nikt nie będzie naszej drużyny żałował. Chcę wierzyć, że wszystkie działania, które podjęliśmy po meczu w Częstochowie, pozwolą odbudować drużynę Apatora. Chodzi o to, żebyśmy nie przynosili wstydu swojemu miastu i kibicom - podsumował menedżer Aniołów.

Jason Doyle

Jako jedyny zawodnik Aniołów wywiązał się z obowiązków. Poprzedni sezon zakończył ze średnią biegową 2,048 pkt i mimo słabych wyników toruńskiej drużyny, potrafił poprawić swoje indywidualne osiągnięcia. Na koniec sezonu uplasował się na 7. miejscu (2,28 pkt) w klasyfikacji najskuteczniejszych żużlowców PGE Ekstraligi.

Chris Holder

Jeśli kapitan drużyny w 14 meczach potrafił wygrać tylko 15 biegów, to nie może świecić przykładem dla klubowych kolegów. Nie zyskał sympatii, gdy dodatkowo jeszcze zgłaszał pretensje lub krytykował. Od byłego mistrza świata wymaga się dużo więcej. Wydawało się, że na stałe zadomowił się w Toruniu, ale prawdopodobnie po ostatnim meczu będzie musiał spakować walizki.

Niels Kristian Iversen

Duńczyk jeździł na poziomie zbliżonym do sezonu 2018, ale niestety, zawodził w decydujących momentach. Jeśli ktoś miał nadzieję, że z Doyle`m będą decydującą siłą w biegach nominowanych czy ważnych wyścigach, to się rozczarował. "Puk" swoją postawą wpisał się w obraz spadkowicza, czyli przeciętność na torze, pretensje i uwagi. Z tego powodu ma niewielkie szanse na pozostanie w Toruniu na następny sezon.

Rune Holta

Wyniki może miałby lepsze, gdyby nie problemy z kontuzjami. Opuścił kilka spotkań i zanim wrócił, było po herbacie. Norweg z polskim paszportem może znajdzie zatrudnienie w Ekstralidze, ale prawdopodobnie poszuka stabilizacji na zapleczu elity. Toruń na kolejny sezon go nie przygarnie, bo podobno ma swoją wizję. Anioły z nowym menedżerem chca odmłodzić skład i odważniej postawić na krajowych jeźdźców. A Holta powoli dobija do pięćdziesiątki.

Norbert Kościuch

Transferowy niewypał. Przyszedł z I ligi z nadzieją, że może powojować w walce z najlepszymi. Niestety, doświadczył na własnej skórze, że Ekstraliga rządzi się swoimi prawami i przede wszystkim weryfikuje umiejętności. Co innego, że "Norbi" nie miał zbyt wielu okazji do zaprezentowania się na torze. Niektórzy twierdzą, że padł ofiarą sporów w zespole i słabych wyników całej drużyny.

Jack Holder

Wywoływał poruszenie wśród kolegów, gdy otrzymywał kolejną szansę startów ich kosztem. Tak przynajmniej twierdzą zawodnicy, którzy byli przez niego zastępowani lub wyścigi nominowane oglądali z parku maszyn. Do Torunia podobno trafił w pakiecie ze starszym bratem. W klubie tego jednak nikt nie potwierdza. Jack nie miał łatwego życia. Mając u boku starszego brata był często krytykowany ze wszystkich stron - kolegów, kibiców, działaczy i brata.

Jack Holder miał w Toruniu duży kredyt zaufania

Maksymilian Bogdanowicz

W drużynie wyróżniał się chyba tylko znajomością kilku języków. Jego dokonania sportowe pozostawiały wiele do życzenia. Dlatego zastanawiające, czym kierowali się włodarze Aniołów decydując się na jego transfer. Bogdanowicz zimą przeniósł się do Torunia z pierwszoligowego Startu Gniezno, gdzie wykręcił średnią biegową 1,37 pkt. W ekstralidze miał mieć dużo większą?

Igor Kopeć - Sobczyński

Startował we wszystkich meczach, ale z kiepskim skutkiem. Jedyny wychowanek w drużynie, gdy z Bogdanowiczem tworzyli parę juniorów. W sześciu meczach zaprezentował się Filip Nizgorski. Juniorzy okazali się piętą Achillesową toruńskiego zespołu.

Robert Duda

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%